Macan znaczy Tygrys. I takie właśnie jest najnowsze Porsche. Drapieżne, ostre i wściekłe. Ale gdy trzeba potrafi być potulnym kociakiem, który miło mruczy i daje się głaskać umilając spędzony wspólnie czas.
Miałem okazję sprawdzić najnowsze dziecko Porsche na poznańskim torze. Zdawać by się mogło, że SUV jest stworzony do czegoś innego. Jednak inżynierowie, którzy projektowali Macana wiedzieli co robią i nie zapomnieli o rodowodzie marki. Mała terenówka potrafi dostarczyć mnóstwo emocji. Szybkie łuki i ciasne zakręty Porsche pokonuje jak przyklejone do drogi. Masa auta praktycznie nie jest problemem. Nie bez znaczenia jest na pewno genialny napęd na wszystkie koła oraz opcjonalne, pneumatyczne zawieszenie. System PSM (Porsche Stability Management) wkracza tylko w ostateczności i robi to zawsze z wielkim wyczuciem i taktem, praktycznie nie dając poznać, że działa. Za podwoziem podążają standardowe hamulce, na których nie zrobiło wrażenia nawet kilkadziesiąt okrążeń po torze.
Kupujący Macana ma do wyboru trzy silniki: 3.0 V6 340KM (Macan S), 3.0 Turbo V6 400KM (Macan Turbo) i 3.0 V6 Diesel 258KM (Macan Diesel S).
Mnie najbardziej do gustu przypadł najsłabszy, benzynowy silnik. Jego moc pozwala na odrobinę szaleństwa na torze, a nie jest tak narowisty jak Turbo. Z kolei diesel był zdecydowanie wolniejszy i słabszy od swoich benzynowych braci.
Wszystkie auta wyposażone były w dumę Porsche - automatyczną, dwusprzęgłową skrzynię biegów PDK, która jest obecnie chyba jednym z najlepszych na rynku niby-automatów.
Macan w kabinie to typowe Porsche. Kto raz miał z nimi do czynienia, w nowym SUV-ie poczuje się jak w domu. Materiały wykończeniowe na najwyższym poziomie, świetne audio (opcjonalnie zaawansowany system Bose), fotele, które chętnie bym ustawił w domu, przed kominkiem. Ogromny plus za kierownicę. Mała, z grubym wieńcem, jest dokładnie taka jak trzeba.
Wchodząc na rynek kompaktowych SUVów, producent z Zuffenhausen sięga po nowych klientów. Takich, którzy do tej pory nie pomyśleliby nawet o tym, żeby kupić Porsche. Pomysł udany, bo Macan wyprzedaje się cały na pniu, tak w Polsce jak i na świecie. Pytanie tylko czy nie ucierpi na tym ekskluzywność marki?