Japończyk z USA: Infiniti Q50

Infiniti mocno atakuje rynek europejski na całe szczęscie nie zapominając o naszym kraju. Marka obecna w Europie dopiero od 2008 roku mocno promuje swoje najnowsze dziecko: Q50. Mieliśmy okazję przetestować dla Was takie auto z 2,2 litrowym turbodieslem,
Japończyk z USA: Infiniti Q50
Jedno jest pewne: ten samochód wyróżnia się w ruchu ulicznym. fot. Piotr Skowron
20.08.2014

Sierp księżyca

Przyznam się szczerze, że poza nielicznymi wyjątkami nigdy nie przepadałem za japońskimi samochodami. Q50 na zdjęciach też nie robiło na mnie wrażenia. Kiedy jednak stanąłem z kluczykiem w ręku przez bladoniebieskim sedanem, coś zaiskrzyło. Marketingowcy Infiniti podkreślają, że linie nowego wozu są inspirowane motywami naturalnymi. Być może, mnie jest wszystko jedno, czy stylistę zainspirował sierp księżyca czy krowa pasąca się na polu. Ważne jest co z tego wyszło. A nadwozie Q 50 wyszło całkiem nieźle. Nie jest nudne jak spora część europejskich aut tej klasy, ale nie jest aż tak krzykliwe jak np. Lexus IS. Charakterystyczna dla Infiniti atrapa, reflektory z diodami świateł dziennych przypominające kocie oczy, czy szeroki przedni zderzak nadają autu zadziorności i agresywnego wyglądu. Długa maski i kabina pasażerska mocno przesunięta ku tyłowi auta powoduje wrażenie że Q50 jedzie, stojąc w miejscu. Niestety mam wrażenie, że stylistom zabrakło pomysłów na tył. Niby jest poprawnie, ale wydaje się, że nie do końca pasuje do reszty samochodu. Rażą też dwie rury wydechowe, które o ile w wersji z widlastą szóstką są jak najbardziej uzasadnione, to w przypadku czterocylindrowego ropniaka budzą uśmiech politowania.

 

Fotele jak w sportowym samochodzie. fot. Piotr Skowron

 

Kosmiczna technologia

Wnętrze sprawia bardzo dobre wrażenie. Duży plus za świetne fotele, podobno stworzone przy współpracy z NASA. Spory zakres regulacji, trzymają niemal jak sportowe kubełki, co nieźle koresponduje ze sztywnym zawieszeniem. Zrobione ładnej skóry, którą jest również obszyty m.in tunel środkowy, a nawet łopatki zmiany biegów przy kierownicy. Na konsoli mamy dwa dotykowe ekrany, do sterowania nawigacją i ustawieniami auta, jednak otacza je zatrzęsienie guzików i przełączników. Stwarza to poczucie bałaganu i nietrudno się w tym gąszczu pogubić, zwłaszcza, że gros przełącznikowych funkcji możemy tak samo uruchomić z ekranu. Nawigacją na przykład możemy sterować z górnego wyświetlacza, z kierownicy i joysticka na tunelu środkowym. Trzeba jednak przyznać, że możliwość spersonalizowania wozu  jest olbrzymia. Infiniti oferuje 96 różnych funkcji, które mogą być przyporządkowane do konkretnego kluczyka. Oprócz tego mamy system Infiniti InTouch, którym przy pomocy telefonu możemy ściągnąć dodatkowe aplikacje i powiększyć możliwości centrum dowodzenia.

 

Japońskiego emigranta z USA napędza.. niemiecki diesel. fot. Piotr Skowron

 

Mein Herz brennt

Napęd naszego Q50 niestety mocno rozczarowuje. 2,2 litrowy diesel z turbosprężarką o zmiennej geometrii pochodzi wprost od Mercedesa. Infiniti przekonstruowało osprzęt silnika, jednak blok, turbosprężarka układy wtryskowy i wydechowy pozostały takie same. Silnik osiąga 170KM i 400Nm co powinno całkiem przyjemnie odpychać taką limuzynę. I faktycznie przy wyższych prędkościach czuć przy wyprzedzaniu całkiem pokaźny zapas momentu obrotowego, moc z kolei jest absolutnym minimum dla takiego auta. Problemem jest niestety całkiem pokaźna turbodziura która mocno przeszkadza przy szybkim włączeniu się do ruchu czy przecinaniu głównych dróg. Jeszcze w przypadku manualnej skrzyni biegów da się wkręcić silnik na obroty i puścić sprzęgło, jednak w przypadku automatu pozostaje nam wcisnąć pedał gazu i modlić, się żeby silnik szybko zebrał całe stadko koni w jedno miejsce. Ponadto przy bardziej agresywnej jeździe zza deski rozdzielczej słychać średnio przyjemny klekot. Hałas silnika w samochodach rzadko mi przeszkadza, ba, nawet ubolewam nad obecnym wygłuszeniem samochodów, bo niektóre silniki brzmią świetnie. W tym przypadku jednak chyba bym wybrał bulgot 3,5 litrowej widlastej szóstki z wersji hybrydowej. Siedmiobiegowy automat bardzo przyjemnie zmienia biegi, niestety kickdown jest ospały i przy wyprzedzaniu lepiej się wspomagać łopatkami manualnej zmiany biegów, które znajdują się przy kierownicy.

 

Duże koła łagodzą nieco sztywne zawieszenie. zdj. Piotr Skowron
 

Sztywniak

Przy konstruowaniu Q50 maczał swoje palce nie kto inny jak Sebastian Vettel. Wierzę, że miało to wpływ również na zawieszenie tego modelu. Flagowy sedan Infiniti, prowadzi się bowiem kapitalnie. Ciasne zakręty pokonuje jak po sznurku, zdarzyło mi się kilkukrotnie zmusić do zarzucenia tyłem, jednak kontrola trakcji błyskawicznie ustawiła bagażnik na swoim miejscu. Robiła to przy tym bardzo delikatnie, bez charakterystycznego dla niektórych systemów chwilowego zdławienia silnika. Niestety trzeba uważać na mniej równych drogach. Niewielkie wyboje Q50 pokonuje bardzo dobrze, ale większe wertepy mogą powyrywać plomby z zębów. To jednak nie zmienia faktu, że jazda po krętych drogach daje naprawdę dużo frajdy, mimo że jedziemy sporą limuzyną.

 

Na krętych drogach Q50 czuje się świetnie. Pod warunkiem lepszej nawierzchni. fot. Piotr Skowron
 

Fly by wire

Czas na najważniejsze, coś co sprawia, że Q50 jest samochodem wyjątkowym i nie są to puste słowa. A chodzi o to, że to auto jest pierwszym na świece samochodem z technologią "drive by wire". Przyzwyczailiśmy się już, że pedał gazu czy lewarek zmiany biegów nie jest w żaden sposób połączony mechanicznie z zespołem napędowym. Teraz ta technologia przeniosła się do układu kierowniczego. Owszem samochód posiada klasyczną kolumnę kierowniczą, jednak jest ona domyślnie rozłączona za pomocą odpowiedniego sprzęgła, które zepnie ją z powrotem tylko w przypadku awarii systemu elektronicznego. Kierownica posiada czujnik położenia do określenia ruchów oraz specjalny system imitujący opór układu. Dane z powyższego są przetwarzane przez trzy jednakowe moduły (zabezpieczenie na wypadek awarii) i przekazywane do dwóch serwomotorów we właściwym układzie kierowniczym. Jak się tym jeździ? Trudno powiedzieć. Jako wielbiciel staroci i aut w których jedyna elektronika jest w radioodbiorniku podchodziłem do tematu mocno sceptycznie. Jednak system okazał się naprawdę świetny. Na początku auto mi nieco myszkowało,, wydaje mi się że z przyzwyczajenia korygowałem tor jazdy tak jak w autach z klasycznymi układami. Jednak po paru kilometrach auto szło już jak po torach. Genialną rzeczą jest możliwość regulacji czułości systemu. Na miasto możemy sobie wybrać duże przełożenie, a na kręte drogi, kiedy chcemy wykorzystać możliwości Q50 do granic (w naszym aucie możemy mówić tylko o wykorzystaniu możliwości zawieszenia, bo przecież nie silnika...) skracamy je i od oporu do oporu mamy niecały obrót kierownicy. Podkreślaną wszędzie zaletą systemu jest brak drgań na kierownicy. No faktycznie, nie czuć na niej wybojów ale co z tego, jak czujesz je całym ciałem przez sztywne zawieszenie? Zaletę "drive by wire", doceniłem ostatniego dnia, kiedy wracałem z dalszego wyjazdu w strugach ulewnego deszczu. Zazwyczaj potężna kałuża przy krawężniku działa na auto jak magnes. Po wjechaniu w nią, ściąga auto na bok. Infiniti idzie prosto, jakby kierownica była przyspawana do ręki.

 

Ta kierownica jest naprawdę wyjątkowa. fot. Piotr Skowron

 

Autopilot

Elektroniczny układ kierowniczy daje niespotykane możliwości jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju systemy bezpieczeństwa i asystentów jazdy. Tych w Q50 trochę jest. Przede wszystkim: Active Lane Control, czyli system utrzymujący samochód dokładnie pośrodku pasa drogowego. Nie byłbym sobą, gdybym go nie wypróbował. Wjechałem na południową obwodnicę Warszawy, wybrałem odpowiednią opcję i... puściłem kierownicę. Auto przez chwilę zakołysało, jakby chciało obwąchać linie z obu stron pasa, po czym faktycznie zaczęło podążać dokładnie po ich śladach. Na wszelki wypadek nie oddalałem dłoni dalej niż na centymetr od fajery. Okazało się to słuszne. System świetnie działa, ale na autostradach. POW, jest jednak droga ekspresową, która charakteryzuje się mniejszymi odległościami pomiędzy węzłami oraz... ciaśniejszymi łukami. A te niestety pokonują ALC w Infiniti. Po przestrzeleniu dwa razy przez trzy pasy wyłączyłem ALC i dla swojego spokoju nie dotykałem go więcej. Q50 jest również wyposażone w aktywny tempomat, który potrafi zwolnić kiedy dogonimy wolniejsze auto i utrzymywać jego prędkość. W połączeniu z ALC mamy autopilota przy użyciu którego możemy się zająć innymi, ciekawszymi rzeczami niż prowadzenie auta. Z powyższych względów jednak polecamy zwracać uwagę na to co robi samochód, a nie przesiadać się na tylną kanapę. Ciekawy też jest system zapobiegania kolizji. Jeśli auto uzna, że zbliżamy się od jakiegoś obiektu ze zbyt dużą prędkością i nie reagujemy, najpierw odpuści gaz, a potem zahamuje. Powiem szczerze, że spiesząc się dosyć mocno pewnego dnia i wyprzedzając dosyć ciasno samochody, system zadziałał mi dwa razy. Uczucie jest niesamowite, bowiem ma się wrażenie, jakby ktoś złapał za pedał gazu i ciągnął go do góry. Oprócz tego, gdy jedziemy w sznurku, Q50 samo będzie przyhamowywało, gdy obierze na cel poprzedzający samochód. Wydawałoby się, że to rzecz idealna w korku, jednak po całkowitym zatrzymaniu wozu, system po chwili odpuszcza hamulec i samochód rusza na jałowym biegu. Całość uzupełnia ostrzeganie o przedmiotach w martwym polu. Najfajniejsze jest jednak to, że dzięki jednemu przyciskowi na kierownicy, możemy wyłączyć w diabły wszystkich asystentów i przemykając np. po stolicy w ciasnym ruchu nic nie będzie piszczało, wyło i migało po oczach.

 

Wbrew pozorom Q50 może odnieść sukces w naszym kraju. fot. Piotr Skowron
 

Pojedynek

Q50 to naprawdę sympatyczne auto, które daje masę radości z jazdy, będąc przy tym wygodnym i eleganckim środkiem transportu. Ja bym jednak chyba wybrał hybrydę, lub niestety niedostępne u nas wolnossące V6. Jedyną zaletą diesla może być spalanie, wg producenta powinno wynosić 5,9 litra na 100km, ja w cyklu mieszanym nie byłem w stanie zejść poniżej 8,4 litra co i tak na wóz tej klasy nie jest wartością bardzo dużą. Diesel to jedna z przewag Q50 nad konkurencyjnym Lexusem, który wysokoprężnej jednostki w ofercie nie ma, a w Europie jest sporo kierowców, którzy są wielbicielami tego typu napędu. Będzie to ciekawa walka na rynku, bowiem topowe odmiany obu aut kosztują podobnie: w okolicach 220tys złotych. Zobaczymy ilu klientów przekona do Q50 Infiniti, bo to naprawdę fajny wóz.

Polecane wideo

Japończyk z USA: Infiniti Q50
Japończyk z USA: Infiniti Q50 - zdjęcie 1
Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie