Korzenie
Zanim wymyślono Wranglera, pod koniec drugiej wojny światowej Willys wiedział, że na rządowych zamówieniach nie ujadą za daleko. Trzeba było zainteresować wojskowym modelem MB klientów cywilnych. W ten sposób powstał Willys CJ (Civilian Jeep). Produkowany do 1986 roku rósł, nabierał ogłady i świetnie się sprzedawał. W połowie lat 80tych wraz z kolejną modernizacją, autu nadano nową nazwę” Wrangler”. W języku angielskim oznacza to kogoś kto się kłóci, a w zachodnich USA – pasterza koni. Obie nazwy pasują do Jeepa jak ulał. Z jednej strony auto, mimo wielu atrybutów współczesnych osobówek, nadal jest narowiste i czasami wydaje się, że robi to, co samo chce, a nie to co kierowca, z drugiej wygląda na samotnika i włóczykija, któremu dalekie ostępy nie są obce.
Żołnierz w stanie spoczynku
Testowana przez nas wersja Unlimited weszła do produkcji wraz z ostatnią modyfikacją Wranglera w 2007 roku i charakteryzuje się dłuższym nadwoziem i dodatkową parą drzwi z tyłu. Mimo upływających lat Jeep wygląda świetnie, a nadal czerpie pełnymi garściami ze swojego praprzodka. Charakterystyczna atrapa z siedmioma pionowymi otworami jest rozpoznawalna na całym świecie. W środku wozu mamy skóry, elektrykę szyb i lusterek, klimatyzację, nawigację, tempomat i masę innych udogodnień, jednak kryjąca się pod dachem klatka bezpieczeństwa, przypomina nam, że mamy do czynienia z silnym i muskularnym traperem tylko wciśniętym w garnitur. W aucie siedzi się wysoko, większość niezbędnych przełączników i manetek jest w zasięgu ręki. Przyzwyczajenia wymaga specyficzna dźwigienka wycieraczek, w której tryby wybieramy poprzez obracanie pokrętła na niej, a nie jej przesuwanie. Centrum multimedialne ze sporym wyświetlaczem dotykowym LCD pozwala odtwarzać filmy z DVD czy dysku twardego, posiada też świetną nawigację. Niestety sporym minusem jest to, że część ustawień możemy wprowadzać tylko głosowo po angielsku. Po 30 minutach walki ze sparowaniem telefonu, odpuściłem...
Surowo ale wygodnie
Siedzenia są dosyć wygodnie, nie trzymają na boki, bo i po co, ale są ewidentnie za krótkie i człowiek ma cały czas wrażenie, że zsuwa się do przodu. Tylna kanapa jest i tyle o niej można powiedzieć. Ciasna, wąska, raczej do okazjonalnego przewozu dorosłych, lub dłuższego dzieci. Paradoksalnie zaletą okazały się dość krótkie drzwi, które pozwalały na wygodne wysiadanie, nawet na zatłoczonym parkingu bez ryzyka obicia stojącego obok wozu. Wrangler ma całkiem spory bagażnik, do którego można naprawdę sporo zapakować. Jeśli złożymy wspomnianą tylną kanapę, może służyć jako dostawczak i to taki, który dojedzie wszędzie. Niewątpliwie fajnym bajerem jest zdejmowany dach. Kilka blokad, dwa pokrętła i można zrzucić panele nad przednim rzędem siedzeń. Na wyposażeniu wranglera jest nawet torba do ich przechowywania za przednimi fotelami. Kolejne 20 minut i możemy się pozbyć reszty hardtopa robiąc z jeepa kabriolet. Niestety do tej operacji potrzebujemy pomocników. Jeśli komuś nadal mało, Jeep daje możliwość, zdemontowania drzwi (po jednej śrubie) i położenia przedniej szyby. Tak przygotowanym wranglerem można już jechać w leśne bezdroża, bo jazda w takim zestawieniu po drogach publicznych jest zabroniona.
Kto drogę skraca, ten do domu późno wraca
Właściwości terenowe Wranglera przetestowaliśmy w delikatnym terenie, ze względu na brak kogoś, kto by nas ubezpieczał i wybitnie szosowe opony. Auto idzie jak czołg, nie przejmując się niczym. Błoto przelewa się przez dach, a w środku panuje przyjemny chłodek i leci ulubiona muzyka. Problem z Jeepem jest taki, że wystarczy że znajdziesz niewielką kałużę, czy jakieś pagórki i tracisz poczucie czasu. Zabawa jest przednia, auto brudne po dach, a na ustach kierowcy i pasażerów uśmiech od ucha do ucha. Wranglera trudno zakopać, nawet tylko przy napędzie na tylną oś. Gdy coś takiego się stanie, na ratunek przyjdzie dołączany przód. Jeśli teren przerasta i to, do pracy możemy zaprząc reduktor, który zmieni przełożenia skrzyni. Niestety brak centralnego mechanizmu różnicowego powoduje, że za każdym razem jak wyjedziemy z ustawieniem 4X4 na asfalt trzeba pamiętać o jego wyłączeniu. Centralny dyferencjał i blokady mostów są dostępne za dopłatą.
Na co dzień
Pozytywnym zaskoczeniem jest to, jak Wrangler nadaje się do codziennej jazdy. Nasz egzemplarz był napędzany czterocylindrowym turbodieslem włoskiego VM-Motori. 200KM i 460 Nm dostępne już od 1600obr/minutę pozwala naprawdę sprawnie przemieszać się tym ważącym dwie tony kolosem. Nie było czuć nieprzyjemniej turbodziury, silnik pcha auto od samego dołu, zawstydzając spod świateł niejedną osobówkę. Bez problemu pojedzie również 170kmh jednak należy pamiętać, że o ile zahamuje bez problemu, to w zakręcie można się oszukać ze względu na wysoko położony środek ciężkości . Najprzyjemniej jednak podróżuje się do 110 – 110 kmh. O dziwo na niskich obrotach silnik jest wyjątkowo cichy, a szum wiatru i opon nie jest jeszcze uciążliwy. Przy autostradowej jeździe z większymi prędkościami Wrangler może trochę umęczyć. Opony o wysokim profilu powodują, że trzeba cały czas pilnować toru jazdy, a aerodynamika spadającej cegły przypomina o sobie hałasem opływającego karoserię wiatru. Ma to też wpływ na spalanie, szybsza jazda powoduje od razu wir w baku i spalanie rzędu 15 – 16 litrów to wcale nie utopia. Jeżdżąc spokojnie w trybie mieszanym zszedłem do 12,5 litra na 100 km. Jazda po zatłoczonym mieście od razu powoduje pokazanie się cyfry 14 na wyświetlaczu. To dużo i nie dużo, biorąc pod uwagę szerokość kół, masę auta i moc silnika.
Komu, komu?!
Nie jestem zagorzałym offroadowcem, ba, niewiele miałem z tym do czynienia. Patrzyłem na Wranglera z perspektywy zwykłego kierowcy, który miał okazję pojeździć wozem, który potrafi trochę więcej. Szczerze mówiąc, Wrangler bije na głowę wszystkie kompaktowe SUVy. Jeśli komuś nie przeszkadza trochę większe spalanie i nieco surowy i utylitarny charakter wozu, a szuka SUVa, to powinien poważnie zastanowić się nad Jeepem. Tylko uwaga: Wrangler to straszny złodziej czasu. Człowiek zaczyna jeździć opłotkami zamiast głównymi drogami, a widząc większą kałużę wpada w nią z uśmiechem na ustach i tapla się w niej jak małe dziecko. Amerykańska terenówka ma kilka wad, jednak są one mało ważne biorąc pod uwagę ilość frajdy z jazdy. Niestety jest jedna, obok której przejść obojętnie się nie da: cena. Podstawowa wersja kosztuje niecałe 160 tys. zł., testowana przez nas, prawie 20 tys więcej. Jeśli komuś zbędna jest druga para drzwi, może wybrać Wranglera 3D, którego można mieć już od 142 tys. Tak czy inaczej jeśli ktoś szuka w tym przedziale cenowym codziennego samochodu, który przy tym da masę frajdy to niech biegnie do salonu Jeepa, nie pożałuje.