Citroen e-Berlingo - dostawczak pod napięciem TEST

Są auta, które są uznawane za wzorce w swojej klasie. W klasie kompaktowych niewielkich aut rytm wybija Volkswagen Golf. Wśród luksusowych limuzyn bez wątpienia takim wozem będzie Mercedes S-klasa, a w wypadku niedużych aut dostawczych: Citroen Berlingo.
Citroen e-Berlingo  - dostawczak pod napięciem TEST
fot. autor
06.10.2022
Michał Trzcionkowski

Pomimo tego, że to technologiczny bliźniak Peugeota Partnera, to jednak Citroen zdobył większą popularność. Od 1996 roku sprzedano ponad dwa miliony Berlingo, z czego blisko ćwierć milion przypada na obecną, trzecią generację. Wersja osobowa ma nieco inaczej narysowany pas przedni – wąskie paski ledowe i umieszczone pod nimi reflektory mają podkreślać, że ten model to coś więcej niż dostawczy furgon, gdzie utylitarny charakter nie pozwala na takie stylistyczne brewerie. My jednak wiemy, że Pani Krysia z pocztowego okienka, jak zrzuci wymięty fartuszek, na głowie utapiruje włosy, a do tego założy wysokie obcasy, to… ciągle ta sama Pani Krysia. Więc Berlingo, nawet podkręcone stylistycznymi dodatkami, to ciągle ten sam wóz – niezależnie czy osobowy czy dostawczy. Ale dość żartów.

Obecna generacja to kawał auta. Gdy zestawić ze sobą Berlingo I i III to w wypadku nowszego może się zdawać, że mówimy o samochodzie segment wyżej. To wrażenie wynika przede wszystkim z szerokości nadwozia: z rozłożonymi lusterkami to ponad 2,1m! Za to długość to ledwo 4,4m (w wersji XL 4,7m – w tym wypadku do bagażnika możecie wrzucić europaletę albo jakiegoś microcara) co pozwala wepchnąć się autem w większość miejsc parkingowych niedostępnych dla normalnych sedanów czy kombi. I to jest największa zaleta aut typu Berlingo: stosunkowo niewielka powierzchnia gwarantuje przestrzeń niespotykaną w innych samochodach.

W teście siadania za samym sobą miejsca mam więcej niż w S-Klasie, a do bagażnika spokojnie wrzucam niemałą przyczepkę rowerową – zamiast się martwić o jej uprzednie składanie, muszę kombinować co zrobić, żeby nie latała po wielkim jak stodoła bagażniku. Oczywiście ta sztuczka wynika z „wyciągnięcia” nadwozia w górę. Kierowca i pasażerowie siedzą przez to jak na stołkach barowych, ale komfort foteli jest całkiem niezły. Dodatkowo łatwo się do takiego auta wsiada i widoczność z niego jest znacznie lepsza niż z niskich osobówek.

Duży pokój

Kabina oferuje więcej przestrzeni niż najnowszy krzyk mody w dużych polskich miastach – patokawalerki. Miejsca jest tyle, że można się w środku bawić w chowanego. Do tego deska wygląda nowocześnie. Duży ekran dotykowy na jej szczycie potwierdza, że czasy siermiężnych dostawczaków dawno minęły, a my siedzimy w lifestylowym rodzinnym aucie. Nie ma róży bez kolców: wnętrze to może plastiku, dla niepoznaki upstrzonego kolorowymi dodatkami. Przy czym całość jest estetyczna.

W końcu nie każdy oczekuje skóry z pingwina na desce i futra z koali zamiast tekstylnej tapicerki. Trzeba przyznać, że tak wykończony wóz łatwo się czyści. Na dodatek fotele się składają, chowają się pod podłogę, robiąc te czary mary, w tak prosty sposób, że każdy sobie z nimi poradzi. Tu wielkie uznanie dla Francuzów za łatwość i prostotę aranżacji wnętrza. Czymś co wymaga przyzwyczajenia są multimedia. Pół biedy jak korzystacie z CarPlaya, ale gdy przyjdzie do obsługi fabrycznej nawigacji czy ustawień auta, to zgubicie się w nich równie łatwo jak w przepastnym wnętrzu Berlingo.

Skromna bateria

Citroen liczył, liczył i policzył, że statystyczny kierowca Berlingo pokonuje 13500km rocznie, co daje zaledwie około 40 km dziennie. Wiadomo, że idąc na spacer z psem mamy średnio po trzy nogi, jednak Francuzi twardo obstają, że 80 procent właścicieli Berlingo i tak przejeżdża dziennie nie więcej niż 200 km. Trzeba przyznać, dość wnikliwa buchalteria. To podobno główny powód, dla którego ë-Berlingo ma baterię o pojemności zaledwie 50kWh. O ile w niewielkim Renault Zoe taka wartość robi całkiem niezłe wrażenie, to w dużym i ciężkim dostawczaku wystarcza na styk. Co ważne – pomimo dociążenia auta baterią, ładowność elektrycznego Berlingo jest równa wersji z silnikiem spalinowym.

Przy ładowności 651 kg nie ma prawie żadnej różnicy, jeżeli porównamy elektryka choćby z benzynowym 1.2, które dzielnie dźwiga 684 kg. Dodatkowo elektrycznego Citroena można zamówić w dwóch długościach nadwozia: obok standardowego wariantu dostępny jest również o 17-centymetrów dłuższy XL. To, co (niestety) zawsze pozostaje takie samo, to wspomniana pojemność akumulatora. Dość skromna, trzeba przyznać, ale w zupełności wystarczająca do statystycznych przejażdżek, o których wspomina Citroen. Jednak zupełnie nie nadająca się na słoneczne wakacje z siedmioma osobami i bagażem.

Przynajmniej nie bez przerw na ładowanie, które trzeba robić irytująco często. Układ napędowy to dokładnie ten sam zestaw, który pracuje w Peugeocie e-2008. Tam zużywał średnio nieco poniżej 20kWh, zaś w dużym Berlingo w trasie ciężko jest zejść poniżej wartości z dwójką z przodu. To oznacza realny zasięg na poziomie 200km. I to przy założeniu, że nie będziemy korzystać z prędkości maksymalnej, która i tak jest dość skromna: 135km/h.

Dostawcze GTI

A jak się jeździ elektrycznym Berlingo? Silnik elektryczny o mocy 136 KM i 260 Nm porusza Berlingo ważący nieco ponad 1,6 tony bardzo żwawo, a przede wszystkim cicho. Citroen zastosował sztuczkę, która pozwala oszczędzić cenne kWh, gdy nie potrzebujemy pełnej mocy.

W standardowym trybie jazdy auto dysponuje mocą 109 KM (210 Nm), w ECO ma zaledwie 90KM (180Nm), a dodatkowo system ogranicza działanie wentylacji. Pełna moc dostępna jest tylko w trybie Power. Niezależnie od tego czy włączyliście Eco czy Power, ë-Berlingo rozpędza się wystarczająco płynnie, wydając się dużo szybszym niż jest w rzeczywistości. Dociążone baterią zawieszenie jest dość twarde, dzięki czemu na pusto tylna oś nie podskakuje niczym w spalinowych wersjach. Jednym słowem, jeździ się tym autem naprawdę przyjemnie, a płynność jazdy i cisza okazują się największymi zaletami. Berlingo to świetny kompan dla dużych rodzin.

Przestronna kabina, stoliczki, schowki, ogromny bagażnik i całkiem wygodne fotele to zdaje się sprawdzony przepis na wóz służący do długich wycieczek. Tyle, że na wycieczki zazwyczaj jeździmy nieco dalej niż statystyczne 200km. A już po takim odcinku ë-Berlingo będzie domagać się ładowania. Pół biedy, gdy jedziemy na przykład z Warszawy do Gdańska – przy czym nawet taka podróż będzie wymagała jednego dłuższego postoju na ładowanie albo dwóch krótkich (ok. dwudziestominutowych) „tankowań”. Może to brzmieć abstrakcyjnie, szczególnie że ilość szybkich stacji ładowania w Polsce ciągle jest zbyt mała.

Trzeba jednak pamiętać, że liczba ładowarek rośnie nam z dnia na dzień. Niezależnie od tego, ile stacji się pojawi w najbliższym czasie, to wyprawa dłuższa niż 300-400km będzie irytująca ze względu na niewielki zasięg. Za to prawdziwe pazury elektryczny dostawczak pokazuje w mieście. Tutaj działa magia rekuperacji, dzięki czemu realny zasięg jest większy niż w trasie. Dodatkowo zrywność wozu gwarantuje, że o Berlingo można powiedzieć wszystko, ale na

pewno nie to, że jest zawalidrogą. I w typowo miejskim użytkowaniu 200km zasięgu okazuje się wartością wystarczającą z zapasem.

Ile kosztuje przyjemność jeżdżenia elektrycznym Berlingo? Cennik rozpoczyna się od niespełna 165tys zł brutto. To mnóstwo kasy. Jednak za tę cenę mamy nieźle wyposażone auto z automatyczną skrzynią biegów. Dodatkowo można się ubiegać o dotację z programu mój elektryk. Osoby z Kartą Dużej Rodziny mogą odjąć od ceny auta 27tys zł, a to zauważalna różnica – ciężko powiedzieć, żeby to były małe pieniądze, ale na tle tego co można w tym budżecie kupić, zaczyna robić się ciekawie.

Największą zaletą ë-Berlingo jest elektryczny napęd. Cichy, dynamiczny, a przez to dający sporo frajdy z jazdy tym autem. Zapytacie co jest największą wadą? Elektryczny napęd, a tak naprawdę nie napęd a niewielka bateria, która powoduje, że użyteczność tego auta ogranicza się do miejskich i podmiejskich przejażdżek.

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie