Hello Kitty!
Jaguary można lubić albo nienawidzić. Z jednej strony nudne i nobliwe limuzyny, z drugiej rasowe wozy sportowe. F-Type to nie tylko jeden z najpiękniejszych, ale także jeden z najlepszych pełnokrwistych samochodów sportowych na rynku. I to jest fakt, z który nikt nie będzie dyskutował, niezależnie czy lubi tą słynną brytyjską markę czy nie.
Krótkie, weekendowe randez-vous na które zaprosił nas Jaguar Polska przypadło na końcówkę wakacji i wyjątkowo ciepły weekend. Połyskujący srebrnym, metalicznym lakierem F-Type kusił do jazdy. Nawet nie pamiętam jakiego koloru miał dach, bo od początku testu, aż do jego zakończenia ani na moment nie podniosłem miękkiego nakrycia chroniącego kierowcę i pasażera od ewentualnych warunków atmosferycznych.
Współczesny klasyk
F-Type obecny jest na rynku od 2013 roku. To szmat czasu, dlatego w 2019 roku przeszedł lifting. Ogólne zasady gry się nie zmieniły, wprowadzono subtelne poprawki i zmiany, które spowodowały, że Jaguar zyskał nowe oblicze. Poliftowy F-Type spogląda na świat wąskimi LEDowymi światłami. Drobny zabieg, który dał wiekowemu nadwoziu nowe życie. Przy czym mnóstwo cech i przymiotów łączących F-Type z przodkami, a w szczególności z legendarnym E-Typem, pozostało bez zmian. Dość powiedzieć, że długa maska, kończąca się gdzieś pół kilometra przed nosem kierowcy jest tak wielka, że na upartego mogłyby na niej lądować samoloty.
Ta maska to coś co jest międzypokoleniowym łącznikiem z historycznymi modelami Jaguara. Do tego proste linie nadwozia, brak gwałtownych załamań, jedynie obłe wyoblenia i gładkie powierzchnie. Wymiary zewnętrzne pozostały bez zmian. Ba! Lifting wykonano tak zgrabnie, że zadowolił zarówno zwolenników poprzedniej koncepcji jak i nowej wersji auta. Wóz zachował tyle ile się dało ze starego F-Type, jednocześnie wprowadzając maksymalnie dużo zmian. Obecnie najpoważniejszymi zarzutami jest to, że F-Type teraz wygląda bardzo podobnie do Astona Martina DB11. I dużo w tych zarzutach racji. Tylko od kiedy wadą jest podobieństwo do Astona Martina?
Pierwsze spojrzenie
Wielkie, długie drzwi otwierają się naprawdę szeroko, co pozwala wygodnie usiąść w ciasnym wnętrzu. Kabina jest przytulna, oprócz kierowcy mieści jedynie pasażera i butelkę wody. Na nic więcej miejsca nie znajdziecie. Zanim uda się usiąść w arcygenialnym fotelu trzeba schować nogi w ciemnej wnęce. Gdzieś, na jej końcu, znajdują się dwa pedały: hamulec i akcelerator. Wspomniane fotele swoją twardością gwarantują, że przejeżdżając po monecie rozpoznacie, czy jedziecie po reszce czy orle, jednocześnie w dłuższej trasie zadbają o Wasze plecy. Są niczym garnitur uszyty u najlepszego, angielskiego krawca. Żadnego zbędnego zapasu materiału wszystko jest dokładnie tam, gdzie ma być i w swojej ascetyczności i twardości zapewnia niewyobrażalnie dużo komfortu.
Wóz uruchamia się przyciskiem. F-Type pobudkę obwieszcza gwałtownym ryknięciem z wydechów i lekkim, wzdrygnięciem nadwozia. Po uruchomieniu, przez chwilę, podwyższonymi obrotami, oznajmia światu, że właśnie się obudził, aby po chwili zejść poniżej 1000 obr/min praktycznie pozwalając zapomnieć o tym, że silnik pracuje. Czasy, gdy wnętrze Jaguara było połączeniem drewnianej meblościanki z losowym doborem przełączników z portfolio Forda dawno już minęły. W tej chwili każdy szczegół i detal to małe dzieło sztuki. Jednocześnie nie znajdziecie tutaj wszędobylskich ekranów dotykowych i – tak modnego dzisiaj – braku przycisków. Owszem, w miejscu radia mamy całkiem spory ekran pokładowego systemu multimedialnego, ale mamy też fizyczne pokrętła od klimatyzacji. Kolejny ekran jest przed kierowcą (czy tylko ja tęsknię za analogowymi, wskazówkowymi zegarami?). Jaguar umie w nowoczesność, ale nie zapomina o klasyce. I chwała mu za to. W końcu nie każdy chce nosić smartwatcha, nawet gdy ma na sobie dres, a nie garnitur.
Ostatni prawdziwy
Z tyłu auta można zobaczyć skromny znaczek: P450. Oznacza on ni mniej ni więcej moc jaką dysponuje testowany F-Type: 450KM. W połączeniu z ośmiobiegowym automatem i napędem na obie osie przekłada się to na 4,5 sekundy do setki. Niemiecka konkurencja umie w setkę szybciej, jednak w praktyce okazuje się, że to angielski kot ma więcej charakteru i przyśpiesza wcale niezgorzej.
Za wszystkim stoi doładowane kompresorem V8. Zdaje się, że to ostatni angielski silnik o tej liczbie cylindrów. Koncern JLR powoli zastępuje go produktami rodem wprost z Monachium. Czy to źle? Oczywiście, że nie. Silniki BMW są naprawdę dobre i ciężko im coś zarzucić, ale czy Jaguara kupuje się, żeby miał geny niemieckiej limuzyny? Przecież gdy idziecie do włoskiej knajpy, to nie oczekujecie, że w menu znajdziecie currywursta. Choćby nie wiem jak dobry on był. Wspomagane kompresorem pięciolitrowe V8 to modelowy przykład jak powinien brzmieć tego typu silnik. Na niskich obrotach wydaje z siebie chrapliwe infradźwięki powoli wibrując autem. Wraz ze wzrostem obrotów przechodzi z głębokiego basu w wyższe rejestry aż do czerwonego pola obrotomierza, jednak cały czas zachowując kulturę angielskiego lorda. Niesamowita jest w tym wszystkim powściągliwość z jaką F-Type pokazuje swoje możliwości. Wóz jest naprawdę szybki, a przy tym cały czas pozostaje niewzruszony i stabilny aż do przesady. Niezależnie jak mocno wciśnie się gaz. Spora w tym zasługa napędu na obie osie, jednak nie ma co ukrywać – angielskie geny robią swoje.
Jaguar pod strzechy
Oprócz wspomnianego V8 do niedawna był dostępny jeszcze sześciocylindrowy silnik. Ze względu na ekologię, wycofano go jednak z oferty. W tej chwili F-Type możecie kupić z dwulitrowym, czterocylindrowym R4 albo wspomnianym V8. Przy czym nawet ten pierwszy silnik daje dużo frajdy – 300KM to wartość nie w kij dmuchał. Niewielki silnik zapewnia dużo frajdy: jest lekki, a to czuć, a do tego szybko wkręca się na obroty. I pomimo wszystkich jego przymiotów, to brak mu tego, co cechuje V8: brzemienia. A za to warto dopłacić parę groszy. Tym bardziej, że JLR już zapowiedział, że Jaguar ma stać się marką całkowicie elektryczną. Elektromobilność można kochać, można też jej nienawidzić, nie zmienia to faktu, że F-Type pozbawiony grzmotu widlastej ósemki straci mnóstwo uroku. Dlatego spieszcie się kochać angielskie V8, dopóki są.
Nauka jazdy
Wóz jest stosunkowo niewielki, me niespełna 4,5m długości i ledwo 1,3m wysokości. Ot, to rozmiar dzisiejszych, rozrośniętych kompaktowych hatchbacków. Te niewielkie wymiary zdecydowanie pomagają w prowadzeniu. F-Typem jeździ się z niesamowitą łatwością. Do tego jest niczym dobry nauczyciel: wybacza kierowcy praktycznie każdą głupotę, jednocześnie dając poczucia bycia mistrzem kierownicy – lekka nadsterowność daje się sprowokować bardzo łatwo, ale pokładowa elektronika cały czas czuwa i gdy tylko przesadzimy z pedałem gazu, od razu nas skarci i wyprostuje samochód dając znać, że takie zabawy nie są godne arystokratycznego z pochodzenia auta.
Z kronikarskiego obowiązku wypada napisać, ile F-Type pali. A benzyny pochłania wprost proporcjonalnie do osiągów jakie oferuje. Przy czym, gdyby jeździć nim spokojnie, to z zaskakującą łatwością schodzi poniżej 10l na każde 100km. I to schodzi o kolejne wartości, potrafiąc pokazać magiczną ósemkę z przodu. Jak wspomniałem, kilka testowych dni przewidzianych na czas wspólny z Jaguarem wypadło w czasie kiedy pogoda łaskawie pozwoliła korzystać z uroków jazdy kabrioletem. Aerodynamika tego wozu jest tak dobra, że nawet przy prędkościach znacznie przekraczających dopuszczalne, auto pozwala poruszać się z otwartym dachem z czego skwapliwie korzystaliśmy nawet nie próbując go podnosić. F-Typowi bliżej do stylowego i szybkiego grandtourismo niż typowo angielskiego roadstera.
Żywiołem Jaguara są autostrady, ale i kręte górskie drogi. Niezbędne minimum można wrzucić do całkiem pojemnego kufra, ukochaną osobę zapakować na całkiem wygodny fotel pasażera i pognać w dowolnie wybraną wycieczkę. Pamiętajcie, tylko,żeby założyć odpowiedni ubiór na przejażdżkę i nie zapomnijcie o skórzanych rękawiczkach. F-Type, pomimo tego, że całkiem współczesny, to jednak pełnokrwisty arystokrata. Może nie tak szybki i ostry jak niektórzy konkurenci, za to pełen klasy i ogłady, zupełnie nieznanej innym producentom.