BMW naprawdę potrafi w marketing. Przez ostatnie lata modele bawarskiej marki są ciągle na tapecie, a wszystko przez design, który po prostu jest delikatnie mówiąc odważny i duży - mam na myśli ogromne nerki. Chociaż premiera najnowszego BMW serii 7 (G70) narobiła więcej szumu niż BMW E65 i najnowsze M3/M4 razem wzięte.
“Siódemka” to top of the top, to model, który wyznacza ścieżkę BMW na kolejne lata, dlatego wielu konserwatywnych miłośników marki może być zszokowana. Przednie wielkie nerki nie robią już wrażenia, poliftowe G11 przyzwyczaiło nas do tego widoku. Największą rewolucję stylistyczną widać w przednich światłach - cienki pasek LED, a pod nimi reflektory.
Na prezentacji pokazano BMW M760e jest to hybryda typu plug-in bazująca na 3-litrowym benzynowym silniku R6. Łączna moc układu wynosi 571 KM i 800 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Zasięg na samym “prądzie” ma przekroczyć 80 kilometrów, a sprint do “setki” zajmuje tylko 4,3 sekundy. Na rynku europejskim zamówimy jeszcze słabszego “plug-ina” 750e o mocy 490 KM oraz o dziwo Diesla o oznaczeniu 740d - będzie to miękka hybryda, a moc wyniesie wystarczające 300 koni.
Siódma generacja BMW serii 7 będzie dostępna również jako “elektryk” (model i7). Na początku pojawi się i7 legitymujące się mocą 544 KM. Warto dodać, że obecnie klienci będą skazani na xDrive, wersje z napędem na tylną oś zadebiutują później. Dodatkowo mieszkańcy Starego Kontynentu mogą zapomnieć o "trujących" zwykłych benzynach R6 czy V8. Takie luksusy oferowane będą m.in. w Chinach czy w Stanach Zjednoczonych.
Przejdźmy do tego co widziałem. Nowe 7er abstrahując od designu sprawia wrażenie bardzo ociężałego auta. Co więcej “siódemka” G70 jest dłuższa o 13 centymetrów od poprzednika i tym samym mierzy blisko 5,4 metra oraz będzie tylko jedna wersja rozstawu osi. Można zamówić dwukolorowe malowanie, co miałem okazję zobaczyć. Niestety paleta barw jaką dobrano do egzemplarza demonstracyjnego była wyjątkowo ponura. Czekam na ciekawsze konfiguracje np. czerwony lakier i jasne wnętrze, wtedy auto ma szansę się podobać, chociaż to mocne słowa. W oczy kłuł wielki znaczek “M” na przedniej nerce. Przypomina to trochę BMW E36 316i z polskich ulic, które na siłę udają “eMkę”. Duży minus za brak obicia materiałem górnej części bagażnika. Goła blacha nie przystoi samochodom premium, ale w pełni akceptuje taki stan rzeczy np. w rumuńskiej Dacii.
Wnętrze to naprawdę technologiczny festyn. Dwa duże wyświetlacze z przodu, które sprawiają, że w samochodzie panuje minimalizm. Czuć tutaj domowy klimat jak w testowanym niedawno Volvo S90. Doznania mogły potęgować fotele wykonane z kaszmiru. Szoku doznałem, kiedy usiadłem na miejscu prezesa, a tu wielki telewizor o przekątnej 31,3 cala - jest po prostu za duży. Na ekranie obejrzymy ulubiony film za pośrednictwem platformy streamingowej jak Netflix oraz mamy możliwość podłączenia za pomocą HDMI konsoli.
Otrzymałem informację, że na Xbox’ie oraz PlayStation można bez problemu zagrać w ulubioną grę. Czyżby nowe BMW serii 7 jest adresowane do zamożnych influencerów, którzy nie mogą wytrzymać chwili bez smartfona? Bo jak wytłumaczyć małe ekrany w boczkach drzwi, które służą do obsługi funkcji komfortu.
BMW serii 7 (G70) jest niesamowitym popisem technologii, ale aż za bardzo - m.in. za dużo dotyku, chociaż to już dzisiaj norma i tak jest lepiej niż w Mercedesie klasie S, gdzie wielkim tabletem zarządza się prawie wszystkimi funkcjami auta. Nadzieja wyglądu nowej “siódemki” leży w ciekawych konfiguracji kolorystycznych, o czym wspomniałem wcześniej. Ciekaw jestem jak samochód będzie prezentował się ruchu w miejskim i czy w prowadzeniu jest to wciąż prawdziwa “Beemka”. Pierwsze egzemplarze mają pojawić się na początku przyszłego roku, więc mamy jeszcze trochę czasu, aby przyzwyczaić się do nowej stylistyki serii 7.