Kamil sprawdza: Volvo S90 T8

Może zacznę recenzję dość sztampowo, ale taka jest prawda. Jeśli szukamy nowej limuzyny z segmentu E. najprawdopodobniej pójdziemy do salonów - BMW, Audi czy Mercedesa, ale na rynku są również alternatywy, nie musimy być skazani na poprawnych “Niemców”. Dlatego na test wziąłem Volvo S90 w najmocniejszej wersji T8.
Kamil sprawdza: Volvo S90 T8
fot. Andrzej Bożecki
15.04.2022
Kamil Nowicki - Redaktor prowadzący AutoStuff.pl

Widok BMW serii 5, Audi A6 czy Mercedesa klasy E mocno spowszedniał na polskich drogach. Z tłumu niemieckich limuzyn od czasu do czasu wyłania się reprezentant ze Szwecji, czyli Volvo S90. Samochód jest na rynku od 2016 roku, a w 2020 roku przeszedł tak delikatny facelifting, że nawet ciężko opisać zmiany. Dla mnie jest to pierwszy kontakt z S90 i z samym Volvo po 6 latach przerwy, więc wszystko wydaje się nowe i inne niż u konkurencji.

Wygląd to raczej kwestia gustu, ale naprawdę linia Volvo S90 została dobrze narysowana. Samochód cały czas trzyma eleganckie kształty, a przy okazji ma to coś, czego czasem mam wrażenie brakuje w niemieckich limuzynach, które są bardzo poprawne. S90 nie jest baletnicą, jeśli chodzi o jazdę po mieście. Długość 4,96 metra daje się we znaki przy ciaśniejszych manewrach. Dlatego czasem Volvo S90 sprawia wrażenie wielkiego jachtu wpływającego do małego portu, konkurencja w odczuciu jest mniejszymi łódkami.

Testowane Volvo S90 było w najmocniejszej wersji napędowej T8. Pod tym skrótem ukrywa się układ hybrydowy typu plug-in. Najważniejszym ogniwem jest dwulitrowy silnik benzynowy i tu uwaga - doładowany zarówno turbosprężarką, jak i kompresorem, co daje 303 KM, a na tylnej osi znalazł się motor elektryczny 87 KM, dzięki temu auto w razie potrzeby jest napędzane na wszystkie cztery koła. Co łącznie przekłada się na całkowitą moc układu wynoszącą 390 KM i 640 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Brzmi obiecująco.

Dodatkowo recenzowany egzemplarz już w chwili testu był trochę zdezaktualizowany, ponieważ w cenniku jest nowa wersja T8 z mocniejszym elektrykiem i większą baterię. W takim wypadku kierowca będzie mieć do dyspozycji aż 455 KM.

Chociaż 390 koni w testowanym egzemplarzu zdecydowanie wystarczało. Auto ma bardzo dobrą reakcję na gaz, co zapewnia silnik elektryczny z natychmiastowym momentem obrotowym. Dodatkowo wkręcająca się na obroty jednostka spalinowa częstuje kierowcę odgłosem pracującego kompresora - nostalgiczny dźwięk, który docenią miłośnicy motoryzacji. Dodam, że według deklaracji Volvo pierwsza setka powinna pojawić po upływie 5,1 sekundy. Jeśli lubimy pojeździć nieco szybciej np. na niemieckich Autobahnach to Volvo S90, ale też inne modele marki mocno was rozczarują - prędkość maksymalna została elektronicznie ograniczona do skromnych 180 km/h.

Sama jazda jest przyjemna, komfortowa i podobnie można zdefiniować układ kierowniczy, który w trybie sportowym się usztywnia, jeśli chcemy nieco bardziej skupić się na delektowaniu się drogą. Testowane Volvo S90 miało pneumatyczne zawieszenie tylnej osi (brak pełnej pneumatyki jak np. Mercedesie) było komfortowo, ale jednak daleko do poziomu konkurencyjnego Mercedesa. Niestety ważące blisko 2,1 tony Volvo S90 lubi bujnąć przy mocniejszym wciśnięciu gazu podczas wyjazdu ze skrzyżowań. Dodatkowo podczas przyspieszania można poczuć się trochę jak na motorówce z maksymalnie przechyloną wajchą od przepustnicy.

Nie zapominajmy, że Volvo S90 T8 to hybryda typu plug-in z bateriami o pojemności 11,6 kW, co ma zapewnić zasięg 65 kilometrów. Nie wiem, nie sprawdziłem. Auto do testów dostałem nienaładowane, a w normalnym użytkowaniu nie miałem infrastruktury, aby się naładować. Co trochę pokazuje ułomność tego typu rozwiązań, o czym nie raz już pisałem.

Przez cały tydzień woziłem ze sobą niepotrzebny bagaż 113 kilogramów, a układ hybrydowy działa jak klasyczna hybryda HEV i tutaj pochwała. System dobrze przełączał między silnikiem spalinowym a elektrycznym, dlatego w mieście było możliwe zejście do 10 litrów na 100 kilometrów, niższy wynik zanotowałem podczas jazdy ekspresówkami to 8l/100 km. Wspominam o tym nie bez powodu, ponieważ testowany jakiś czas temu Mercedes E300e kompletnie nie radził sobie z pracą, a raczej zarządzaniem dwoma jednostkami.

We wnętrzu Volvo S90 prezentuje totalny minimalizm, a fotele wykonane z jasnego materiału sprawiają wrażenie jakbyśmy siedzieli w sklepie z meblami znanej szwedzkiej marki i w sumie nie powinno to dziwić, ponieważ Volvo pochodzi z kraju Wikingów, ale model S90 jest produkowany uwaga… w Chinach. I szczerze niczemu to nie ujmuje temu autu. S90 jest bardzo dobrze wykonane i spasowane. Konkurencja zwłaszcza wspomniany wcześniej Mercedes mógłby się sporo nauczyć w tej kwestii. Prawdopodobnie chińszczyznę poczuliśmy w dwóch aspektach. Kluczyk wykonany był z taniego plastiku, a w ostatni dzień testu skutecznie rozładowała się bateria od pilota. Po podmianie na nową z innego auta, Volvo S90 zadziałało, ale jakby w trybie awaryjnym - nie funkcjonował m.in. adaptacyjny tempomat czy nie mogliśmy zatankować samochodu - odryglowanie wlewu nie działało.

Na duży plus zasługują fotele - bardzo wygodne, mógłbym wsiąść w Warszawie i wysiąść w Madrycie bez zbędnego dyskomfortu. Opcjonalne nagłośnienie Bowers & Wilkins za ok. 15 tys. złotych gra dobrze z plusem. Brakuje czystości, sprawdza się tryb sala koncertowa podczas słuchania muzyki klasycznej. Co więcej, obecne Volvo S90 po liftingu nie ma pokrętła od trybów jazdy.

Teraz musimy przeklikać się przez ekran dotykowy, aby zmienić charakter auta ryzykując, że w coś wjedziemy przez chwilę nieuwagi. Volvo S90 to chyba pierwsze auto od 7 lat, w którym korzystałem z fabrycznej nawigacji (też pierwsze, w którym nie działało Apple CarPlay, a raczej powinno być), bowiem w samochodzie są mapy Google - świetnie działają, a wskazania nawigacji wyświetlają się na ekranie przed kierowcą. Do auta polecam zamówić zestaw kamer 360 - dobra jakość i nieoceniona pomoc podczas manewrowania.

Volvo S90 T8 to ciekawa propozycja dla osób, które chcą coś innego i mają dosyć natłoku światełek, komunikatów, multum funkcji w systemach multimedialnych oraz cenią sobie szwedzki design. Osiągi wersji T8 mogą robić wrażenie, ale to auto nie zachęca do szybszej jazdy i nie ma ani trochę sportowego charakteru, więc duża moc wydaje się zbędna. Tak jak duża bateria układu plug-in hybrid, jeśli myślimy o dalszych trasach. Lepszym wyborem będzie zwykła benzyna lub diesel w układzie mild hybrid. Cena testowanego egzemplarza to ok. 350 tys. złotych.

Polecane wideo

Kamil sprawdza: Volvo S90 T8
Kamil sprawdza: Volvo S90 T8 - zdjęcie 1
Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie