Test Mini John Cooper Works: najmocniejszy w historii

Dla wielu osób historia Mini skończyła się wraz z przejęciem firmy przez BMW. Ci, którzy myślą inaczej mogą cieszyć się z najmocniejszego modelu jaki kiedykolwiek powstał.
Test Mini John Cooper Works: najmocniejszy w historii
13.08.2015
Michał Trocki

Wersja John Cooper Works to bezkompromisowa odmiana znanego i lubianego Mini. Niemieccy inżynierowie (fakt, dziwnie to brzmi w odniesieniu do marki mającej brytyjskie korzenie) postanowili stworzyć samochód, w którym najważniejszym wyznacznikiem będzie dobra zabawa. Zaczęli więc od wciśnięcia pod maskę silnika o pojemności 2 litrów, który dodatkowo wspomaga turbo. Po wykonaniu kilku modyfikacji jego moc osiągnęła 231 KM. Dzięki zachowaniu normalnej (nie obniżonej zgodnie z modą na downsizing) pojemności auto jest elastyczne. W każdym zakresie obrotów dynamicznie przyspiesza, a wciśnięcie pedału gazu w podłogę wywołuje wielki uśmiech. Samochód do setki rozpędza się w 6,1 sekundy. To 0,8 lepiej niż Opel Corsa OPC (tańszy co prawda o 40.000 złotych).

 


Mini zawsze były autami, które świetnie się prowadziły. I wersja JCW nie jest w tej kwestii wyjątkiem. Zawieszenie jest zdecydowanie twarde co powoduje, że Mini jak w domu czyje się na krętych drogach. Z jednym tylko zastrzeżeniem niemiecki anglik lubi równe asfalty. Sztywny „zawias” na dziurach robi się nerwowy. Ale to przypadłość wszystkich seryjnych aut ze sportowym zawieszeniem.


Jazda autem to nie tylko skręcanie, przyspieszanie czy hamowanie. To również wrażenia estetyczne i dźwiękowe. O to wszystko spece z BMW zadbali w sposób wyjątkowy. Zmiana trybu jazdy powoduje zmianę brzmienia wydechu. Gdy wybierzemy opcję sport samochód wydaje z siebie naprawdę rasowe dźwięki. Słychać je na zewnątrz, jednak spora ich cześć, która dociera do uszu kierowcy, generowana jest przez głośniki. Taka już uroda nowych aut-trzeba jednak przyznać, że brzmi to przyjemnie.

 


Wizualnie JCW również odróżnia się od swoich seryjnych braci. Intensywnie czerwony kolor i czarne dodatki oraz zmieniony wygląd doskonale korespondują ze sportowymi osiągami. Ortodoksyjni fani Mini powiedzą, że temu autu jest bliżej do napakowanego gogusia z dyskoteki niż eleganckiego angielskiego dżentelmena, jednak ja uważam, że ta wizerunkowa zmiana wyszła autu na dobre. Samochód rzuca się w oczy, obnosząc się ze swoimi parametrami.

 



Wnętrze to inna bajka. Jest moim zdaniem przykładem przerostu formy nad treścią. W środku znalazły się oczywiście sportowe wskaźniki (ciśnienie doładowania, temperatura oleju, stoper), ale wszystko co się tam dzieje jest raczej do oglądania niż używania. Trzeba jednak przyznać, że patrzy się miło.

Mini w wersji John Cooper Works kosztuje 127.000 złotych. Bezpośredni konkurent, czyli Audi S1 jest o kilka tysięcy droższe i kilka dziesiątych sekundy szybsze w sprincie do setki. Pozostałe hot-hatche są przynajmniej o kilkanaście koni słabsze i mają zdecydowanie słabszy poziom lansu, za który bez wątpienia w Mini trzeba zapłacić.


Polecane wideo

Test Mini John Cooper Works
Test Mini John Cooper Works - zdjęcie 1
Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie