Toyota GT86 – sprawdzian charakteru.

O charakterach słów kilka. Czy GT86 ma charakter? A jeśli tak, to jaki charakter mają jej kierowcy?
Toyota GT86 – sprawdzian charakteru.
Zdjęcie: Marek Setniewski
13.01.2015
Matys Mularczyk

 

 

On.

 

"Dobranoc tato!" - po tych słowach wreszcie czuję, że ten cholernie długi dzień dobiega końca. Żona właśnie rozsiadła się w salonie przy swoim ulubionym, choć mocno uwłaczającym jej inteligencji serialu. Dzieciaki poszły spać, a wrednym szefem nie muszę się przejmować, przynajmniej do rana. Teraz mam czas tylko dla siebie.

Zdjęcie: Marek Setniewski

Mam ją od kilku miesięcy i choć używam jej tylko w takich sytuacjach jak dziś, a żona do tej pory ma do mnie pretensje o zaciągnięty na najbliższych kilka lat kredyt, zupełnie nie żałuję tej decyzji. Zakup GT86 nie był podyktowany przez zasady zdrowego rozsądku. Ba, na dobrą sprawę nie jest mi w ogóle potrzebna do życia, ale gdy tylko wsiadam do niej wieczorami to czuję, że nie mógłbym już bez niej funkcjonować. To najlepszy antydepresant jaki kiedykolwiek wymyślono.

Zdjęcie: Marek Setniewski

Znienawidzone przeze mnie za dnia miejskie arterie, stale zapchane cholesterolem korków, w nocy stają się moim placem zabaw. Blady blask latarni odbijający się w mokrym asfalcie wyznacza mi drogę, a jej pokonywanie stanowi dla mnie w tej chwili cały sens życia. Przez kierownicę wyczuwam fakturę jezdni, zupełnie jakbym gładził ją opuszkami palców, dotykał jej tak, jak dotyka się kochankę. Spotykane z rzadka samochody są intruzami w moim idealnym świecie, ruchomymi przeszkodami które trzeba jak najszybciej wyminąć, zostawić za sobą, nie bez satysfakcji zresztą. Nie potrzebuję ich na swojej drodze, podobnie jak czerwonych świateł i nielicznych przechodniów. Potrzebuję zakrętów, długich łuków i ciasnych winkli na których będę mógł poszukać limitów przyczepności. Poszukać siebie. Późne dohamowania, centymetry oddzielające mnie od niebezpiecznego kantu krawężnika, wyczuwalne uślizgi tylnych opon i to poczucie kontroli... To jest właśnie ten moment, kiedy żyję naprawdę, kiedy doznania buzują w mojej głowie. Choć balansuję na kruchej krawędzi wiem, że panuję nad sytuacją - wszystko jakby spowalnia, samochód komunikuje mi każdy swój następny ruch. Tak, naprawdę czuję, że żyję.

Zdjęcie: Marek Setniewski

Żyję, choć zaraz znów wrócę do świata pustych manekinów skupionych na swoich nic nieznaczących zajęciach. Będę wtedy tak samo martwy jak oni. Ale jedno już zawsze będzie mnie od nich odróżniać - ja odżyję. Jutro przecież też jest noc.

 

 

Ona.

 

Przeczytaliście właśnie moje wyobrażenie na temat typowego nabywcy Toyoty GT86 – nie bez powodu przedstawionego w taki właśnie sposób, choć do tego dojdę za chwilę. Toyota GT86 jest samochodem o którym w ciągu trzech lat obecności na rynku powiedziano już prawie wszystko. W dziesiątkach testów które ukazały się do tej pory przeczytaliście już, że świetnie się prowadzi, oraz to, że pomimo swoich dwustu koni nie przyspiesza jakoś rewelacyjnie (7,5 sekundy od zera do setki szału nie robi). Wielokrotnie zetknęliście się z opinią, że czterocylindrowy bokser zapewnia niski środek ciężkości, ale ma mało rasowy dźwięk oraz inną, mówiącą o braku miejsca na tylniej kanapie. No i przede wszystkim wiecie już, że ma szperę i chodzi bokiem na zawołanie. To wszystko prawda. Nie mam zamiaru tego powtarzać. Chciałbym za to odpowiedzieć na pytanie: dla kogo jest ten samochód i jaki jest tak naprawdę jego charakter?

Zdjęcie: Marek Setniewski

Małemu japońskiemu coupe zdecydowanie nie można odmówić charakteru – jest analogowa, zadziorna i daje bardzo dużo satysfakcji nawet pomimo tego, że obiektywnie to nie jest wcale szybkie auto. Ma jednak kilka cech, dzięki którym jazda nią jest niesamowicie angażująca, a wręcz sportowa – myślę tu np. o najlepszej możliwej pozycji kierownicy (tak, “kierownicy”, a nie “za kierownicą”) która jest wysoko osadzona na desce rozdzielczej i jest ustawiona prawie pionowo. I fajnie, że nie jest regulowana, bo gdyby była to ucierpiałby na tym właśnie charakter auta. Innym detalem którego próżno szukać w większości samochodów są przednie nadkola wybrzuszone w taki sposób, by pokazywać kierowcy gdzie dokładnie znajdują się koła, co bardzo ułatwia trafianie w apexy zakrętów. Dodajmy do tego nadsterowną naturę auta i mamy małego sportowca co chwila zachęcającego do rozrabiania na drodze. A czy jest rozsądna? No nie bardzo, bo wszystko co nie jest w tym samochodzie bezkompromisowe (wynikają z tego też wyraźne niedobory mocy) jest takie ze względu na oszczędności, a nie dlatego, że jej twórcom nie zależało na super osiągach i jakości. Niemniej jednak daje bardzo dużo frajdy i śmiało można nazwać ją prawdziwym funcarem.

Zdjęcie: Marek Setniewski

 

 

Oni.

 

Dochodzimy więc do tego komu potrzebne są takie auta? Kto za ich kierownicą poczuje się najlepiej? Tu nie opuszcza mnie przekonanie, że facet przedstawiony w pierwszej części tego tekstu idealnie pasuje do obrazu zadowolonego użytkownika GT86. Zblazowany i znudzony życiem przedstawiciel szeroko pojętej klasy średniej, jako tako zarabiający i właśnie wchodzący w kryzys wieku średniego. Tyle, że nie jest to osoba która chciałaby z nim walczyć poprzez popisywanie się – dla takich są używane Porsche Boxtery. Ten typ chciałby się po raz pierwszy w życiu realizować za kierownicą. Nie potrzebuje do tego osiągów i dzikości M-Power'ów, bo nigdy w życiu nie zdobędzie się na odwagę by wykorzystać ich potencjał. A jeśli jednak, to bardzo szybko się rozbije. Osiągi i sposób prowadzenia GT86 w zupełności mu wystarczą. Naturalnie nie jest to jedyny przedstawiciel grupy docelowej małej Toyoty. Ba, Toyota adresuje ten samochód do młodych ludzi. Tylko oni dość szybko się nią znudzą i przesiądą się w mocniejsze auta, a ten właśnie zmęczony codziennością tatuś pokocha to auto całym sercem i zatrzyma je do końca życia. I tu właśnie Toyota zdobywa mój ogromny szacunek, bo w dzisiejszej motoryzacji strasznie trudno o samochody które ktokolwiek byłby zdolny tak mocno pokochać.

Zdjęcie: Marek Setniewski

Zdjęcie: Marek Setniewski

 

 

P.S.

 

Mój redakcyjny kolega Michał Trocki stwierdził, że dla niego to jedno wielkie oszustwo i wykorzystywanie legendy. Z kolei nasz Naczelny, Rafał Jemielita zupełnie się z tym nie zgadza. A ja jestem gdzieś obok prawdy, czyli pośrodku – GT86 z Hachi-Roku (AE86 Levin i Trueno sprzed ponad 25 lat) wspólnego ma tyle, że łatwo driftuje i jest relatywnie tanie. Wykorzystanie tej nazwy faktycznie wydaje mi się być nadużyciem, ale w dalszym ciągu jest to świetny, szczery samochód dający bardzo dużo radochy, więc nie jest to żadne oszustwo. Opierając się więc o tę myśl wybrałbym bliźniaczego Subaru BRZ lub Sciona FR-S i problem nazwy rozwiązałby się sam :)

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie