Pierwsza jazda: Nissan e-NV200 - dostawa z przyszłości.

Z zasady samochody dostawcze interesują nas jak... wcale nas nie interesują. Są nudne jak flaki z olejem i nikt nigdy nie próbował tego negować. Jednak Nissan jako pierwszy odważył się, by zaoferować swoim klientom dostawczaka na prąd, a to już ciekawa kwestia. Przejechałem się nim i teraz zastanawiam się, czy takie auto ma w ogóle rację bytu.
Pierwsza jazda: Nissan e-NV200 - dostawa z przyszłości.
Elektryczny dostawczak w przekroju. Zdjęcie: Autor.
23.11.2014
Matys Mularczyk

Fakt, że bez furgonów bylibyśmy pozbawieni podstawowych produktów, bo nie byłoby możliwości by dostarczyć je do sklepów pod naszym domem, zupełnie nas nie obchodzi. Są nuuudne, więc wolimy mieć świadomość tego, że gdzieś tam są, i pracują dla naszej wygody, ale nie bardzo chcemy się im przyglądać. Niemniej jednak na prezentację e-NV200 udałem się z ciekawości. Jest to bowiem jedna wielka technologiczna niewiadoma: jak samochód bez silnika spalinowego będzie radził sobie rozwożąc towar po mieście?

Zdjęcie: Autor

 

Jaki jest?

Z wyglądu jest nijaki. Brzydki wręcz, ale to zupełnie nie ma znaczenia. Znaczenie ma natomiast jego silnik elektryczny i rzeczywista możliwość przewożenia dwóch europalet towaru (sprawdziłem, wchodzą na styk, ale się mieszczą) pakowanych za pomocą wózka widłowego. Istotna jest także jego maksymalna ładowność wynosząca 770 kg. Mniej ważne jest całkiem bogate wyposażenie podstawowe i opcjonalne zawierające takie bajery jak wszystkie możliwe złącza usb, bluetooth etc., podgrzewaną kierownicę i fotele a także ogrzewanie postojowe.

Zdjęcie: Autor

 

Zdjęcie: Autor

Pytania i wątpliwości

Mnie najbardziej interesowało jak spada maksymalny zasięg, który w teorii wynosi 170 km, gdy samochód jest załadowany “pod korek” - na te pytanie otrzymałem dwie odpowiedzi: inżynier Nissana powiedział, że ładunek nie ma większego wpływu na zasięg tak długo, jak długo nie przekraczamy prędkości 90 km/h, a większy ciężar ponoć bardzo zwiększa efektywność odzyskiwania energii z hamowania. W sumie przekonywująca argumentacja, ale obecny na prezentacji właściciel firmy kurierskiej z Łodzi, użytkujący samochód od kilku tygodni stwierdził, że w rzeczywistych warunkach miejskiej jazdy pod obciążeniem udaje się przejechać do 120 kilometrów na jednym ładowaniu. Taka wartość powinna wystarczyć na dzień pracy w centrum miasta, ale jest to spora rozbieżność. Tym bardziej, że ładowanie baterii do pełna z domowego gniazdka trwa 12 godzin, co może utrudnić planowanie pracy. Nieco lepiej jest gdy kupimy za ok. 4000 PLN specjalną domową nakładkę do ładowania która skraca ten czas mniej więcej o połowę. Jest też opcja podłączenia do szybkiej ładowarki, ale jak dotąd w Polsce są tylko 4 takie urządzenia, więc nie ma sensu się na tym skupiać.

 

Zdjęcie: Autor

Jak to jeździ?

Jazda e-NV200 jest doświadczeniem przedziwnym. Zachwycające jest przyspieszenie – wiadomo, że silniki elektryczne dysponują sporym momentem obrotowym (tu 254 Nm) w całym zakresie obrotów (maksymalnie 10500 obr./min.), ale wrażenia z przyspieszania od zera do 50 km/h porównać bym mógł tylko do włączania się do ruchu w zwinnym hot hatch'u! Kapitalna sprawa, duże zaskoczenie i szeroki uśmiech na twarzy. Przynajmniej do momentu, gdy spojrzymy na zasięg, a ten spada drastycznie po kilku takich przyspieszeniach. Humor możemy sobie poprawić tylko poprzez wyłączenie wszystkich pożeraczy energii takich jak klimatyzacja czy radio, oraz włączenie trybu eco i “B”, czyli wzmocnionego odzyskiwania energii z hamowania – wtedy uda nam się podnieść zasięg o kilkanaście dodatkowych kilometrów. A jak już przy hamowaniu jesteśmy, to wartość przeciążenia uzyskiwana z samego hamowania silnikiem wynosi aż 0,3G, więc jest to wynik nieprzeciętny.

 

Zdjęcie: Autor
Zdjęcie: Autor

Dla kogo i po co?

Zastosowań dla takiego samochodu znalazłbym naprawdę bardzo dużo, tylko nie w Polsce. Nie mamy w miastach ograniczonego wjazdu do centrum, gdzie ulgi miałyby samochody elektryczne. Nasz rząd nie wprowadził żadnych dopłat do samochodów elektrycznych, więc ich zakup jest mało opłacalny nawet pomimo tego, że użytkowanie takiego samochodu kosztuje kilkakrotnie mniej niż jego spalinowego odpowiednika - cena jego zakupu przekraczająca 130 000 PLN brutto jest dość trudna do zamortyzowania. Tym bardziej, że baterie nie należą jeszcze do specjalnie trwałych i ich pojemność z czasem zaczyna spadać (o około 25% na przestrzeni 5 lat). Mając na uwadze powyższe, nie sądzę, by było to dobre auto dla rodzimych przedsiębiorców i nie wróżę Nissanowi rekordów sprzedaży w Polsce. Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo podoba mi się idea rozwijania technologii samochodów elektrycznych, bo za kilka, może kilkanaście lat (gdy przestanie się opłacać sprzedaż samochodów z silnikami spalinowymi) będziemy mieli do wyboru sprawne i sprawdzone konstrukcje z którymi teraz właśnie eksperymentują koncerny motoryzacyjne.

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie