Fiat Freemont, nawet w wersji z napędem na cztery koła, nie jest samochodem terenowym. Tak jak pozostałe auta z segmentu SUV. Nie oszukujmy się. Samochody tej klasy to po prostu osobówki na ciut większych kołach. Z pokonywania trudniejszych przeszkód dyskwalifikuje je niezbyt duży prześwit oraz opony przystosowane do jazdy tylko i wyłącznie po asfalcie. Są jednak tacy, którzy chcą czasami zjechać z ubitej szutrówki, jednak nie chcą rezygnować ze skórzanych foteli, klimatyzacji i zestawu audio. Dla nich powstał ten samochód-Fiat Freemont Extrem 4x4.
Baza to seryjny Freemont ze 170-konnym dieslem pod maską. Napęd oczywiście na cztery koła. W środku wyposażenie typowe dla aut tej klasy. Wygodne skórzane fotele (dla 7 osób), całkiem niezły zestaw car-audio, ekran video dla pasażerów tylnej kanapy i wiele innych bajerów.
Pomysł na przeróbki był prosty. Stworzyć SUV-a, który poradzi sobie w błocie, koleinach i na ostrych podjazdach. Na pierwszy ogień poszło zawieszenie. Samochód został podwyższony-dzięki czemu jest w stanie pokonać nawet dość głębokie koleiny, poszerzony-co sprawia, że jest o wiele bardziej stabilny a na koniec zawieszenie utwardzono (da się więc załadować sporo bagażu). Bulwarowe koła o średnicy 19 cali zostały zastąpione 17-calowymi z oponami do jazdy w terenie.
Kolejnym krokiem było zabezpieczenie najważniejszych podzespołów. Całe podwozie zostało pokryte grubą płytą, która nie tylko osłania silnik, skrzynię biegów i bak, ale również pozwala łatwo prześlizgnąć się po nierównościach. Wokół samochodu zamontowane zostały stalowe rury, które dodatkowo zabezpieczają Freemonta podczas jazdy w ciężkim terenie.
Ponieważ samochód budowany był z myślą o dłuższych wyjazdach, na dachu pojawił się sporej wielkości bagażnik. Uzupełnieniem przeróbek jest zamontowana w przednim zderzaku wyciągarka, która bez problemu wybawi Fiata z każdej opresji.
Wisienką na tym terenowym torcie jest dodatkowe oświetlenie: 3 diodowe lampy zamontowane na zderzaku, 4 na bagażniku oraz dodatkowo po jednej z prawej i lewej strony oraz z tyłu. Lampy mają działanie wręcz magiczne. Jednym ruchem ręki możemy zamienić noc w dzień.
Na normalnych drogach wrażenia z jazdy prawie jak w seryjnym Freemoncie. Jedyna różnica to szum spowodowany przez terenowe opony i zamontowany na dachu bagażnik. Muzyka gra, klimatyzacja chłodzi wnętrze. Zjeżdżam z asfaltu i odważnie atakuję pierwszą kałużę. Samochód pokonuje ją bez najmniejszego problemu. Wdrapuję się pod górę. Mimo, że nie widzę co jest za szczytem, naciskam gaz i po chwili ryję płytą w ziemię. Gdyby nie osłony w tym miejscu zostawiłbym wszystkie plastiki seryjnie montowane pod spodem. Na uterenowionej wersji Freemonta nie robi to najmniejszego wrażenia.
Próba podjazdu pod górkę. Samochód nie ma blokady mechanizmu różnicowego co oznacza, że koła kręcą się tak, jak chce komputer sterujący napędami. Więc gaz w podłogę, koła buksują i siłą rozpędu jestem na szczycie. Z góry zjeżdżam drogą, którą jaka sądzę, pokonało przede mną wiele samochodów terenowych. Koleiny do kolan, ale Freemont radzi sobie z nimi bez problemu. Tutaj szczególnie przydaje się podwyższone zawieszenie i po raz kolejny płyta chroniąca podwozie.
Po godzinie jazdy mam dość zabawy. Wysiadam, zapalam papierosa i oglądam oblepionego błotem Freemonta. Moją uwagę zwraca zamontowany na masce snorkel. To długa rura, która pozwala na brodzenie w głębokiej wodzie. Dzięki niej samochód wygląda jak prawdziwa terenówka. Musimy jednak pamiętać, że nigdy nią nie będzie. Jeżeli postanowimy wybrac się w teren dostepny tylko dla prawdziwych offroadowych maszyn, skórzana tapicerka już zawsze będzie pachniała jak kałuża pełna błota.