Mercedes – Benz G500 W463 – czerń charakteru

To nie jest zabawka ani gadżet, jakim chciałoby się pochwalić przed kolegami z klubu tenisowego. To poważne auto. Poważna maszyna dla poważnych ludzi. Bardzo poważnych.
Mercedes – Benz G500 W463 – czerń charakteru
G500. Fot. Marek Setniewski
07.11.2014
Matys Mularczyk

Preludium:

 

Cegła ostatni raz spojrzał w lustro. W swoich oczach dostrzegał strach i rezygnację, ale także silną determinację do tego by zrobić to, co nieuniknione. Było już zbyt późno żeby się wycofać.

-Jezu, co ja najlepszego robię? - pomyślał. Choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma dla niego innego wyjścia, sama myśl o sypaniu kumpli napawała go wstrętem. Świadek koronny – coś obrzydliwego – myślał. Ale nie było już innej drogi – albo wejdzie w ten układ, albo go odstrzelą. Dochodziła północ, spotkanie z jego nowymi „przyjaciółmi” z komendy stołecznej miało zacząć się za niecałą godzinę.

G500, Fot. Marek Setniewski

 

Światła miasta mrugały odbiciami w szybie Mercedesa gdy ten powoli przetaczał się przez miasto. Cegła jechał niespiesznie – wiedział, że zostawił sobie odpowiednio dużo czasu by dojechać na miejsce przed kryminalnymi. Mieli mieć przy sobie dokumenty gwarantujące mu nowe życie, z dala od stresu i niebezpieczeństw związanych z wykonywanym przez niego zawodem. Nie pozwolił jednak, by spotkanie odbyło się w proponowanym przez nich hotelu. Nie mógł ryzykować, że ktokolwiek zobaczy go w tym towarzystwie. Musiał mieć też możliwość ewentualnej ucieczki, potrzebował przestrzeni. Miejsce spotkania wybrał więc sam – opuszczone magazyny na warszawskim Żeraniu.

 

Gdy zjechał z asfaltu koła zaskrzypiały ugniatając żużel. Bulgot silnika rozbijał się cichym echem o mijane ściany budynków. Cegła zgasił światła mijania – kilka diod led umieszczonych z przodu auta dawało niezłą widoczność, nie zdradzając przy tym z daleka jego pozycji. Dotoczył się powoli pod dwa wielkie silosy, dawniej zapewne używane do przechowywania zboża. Zatrzymał pod nimi auto i wysiadł nie gasząc silnika. Na wszelki wypadek. Zapalił papierosa i czekał. Mieli się zjawić lada moment.

G500, Fot. Marek Setniewski

 

Snajper popełnił błąd. Powinien był strzelać jak tylko zauważył czarną G-Klassę na końcu żwirowej drogi, ale postanowił poczekać na lepszą sytuację i przegapił swoją szansę. Cegła zaparkował za silosami i w ten sposób wyjechał z pola widzenia strzelca. Teraz ten musiał zmienić pozycję, przejść na drugi koniec dachu magazynu, by znów widzieć swój cel. Było ciemno choć oko wykol i nie zauważył szkła z rozbitej butelki, rzuconej zapewne na niski dach budynku przez jakieś dzieciaki. Syknął wściekle słysząc jego chrzęst pod butem. Syknął też Cegła, który usłyszał ten nieprzyjemny dźwięk. Wiedział już, że spotkanie jest spalone, a jego dawni kumple o wszystkim wiedzą. Wiedział, że musi ratować życie. Rzucił się do drzwi auta i w tym samym czasie usłyszał krótką serię wystrzałów z karabinka automatycznego. Gdy otwierał ciężkie drzwi kilka pocisków uderzyło w karoserię, posypało się szkło z rozbitego lusterka. Szybko przestawił dźwignię zmiany biegów w pozycję D i wcisnął gaz do dechy. Silnik zaryczał wściekle a koła zabuksowały sypiąc kamieniami wokoło. Kolejne pociski rozbijały się o tył auta, a Cegła miał przed sobą mały wykrot i nierówną, ale długą łąkę tuż za nim. Nie miał wyjścia, musiał cisnąć przed siebie, byle szybciej do bramy! Wielkie auto bez wysiłku przeskoczyło przez mały rów i ryjąc kołami w ziemi oddalało się od niebezpieczeństwa. Tylna brama była już niedaleko, musiał jeszcze tylko przecisnąć się między małymi warsztatami i tuż za nimi znajdowała się ulica po której mógł bezpiecznie uciec. Wtem na ścianie jednego z budynków zamajaczyło światło reflektorów. Cegła przeklął siarczyście – snajper miał zmotoryzowaną obstawę. Po chwili zza rogu wyłoniło się stare bmw, ulubiony wóz warszawskich cyngli. Cegła nie wahał się ani chwili. Skierował swoją terenówkę prosto na nadjeżdżające auto i dał po garach. Zamknął oczy i poczuł silne szarpnięcie, ale czuł, że jedzie dalej. BMW z rozbitym przodem odbiło się od zderzaka Gelendy jak zabawka, nie mając już żadnych szans na kontynuowanie pościgu, a G500 Cegły parło dalej naprzód ratując mu życie. Na razie.

 

Odczucia:

 

Historia z preludium nie była przypadkowa - za kierownicą G500 czułem się jak stuprocentowy gangster. Ogromna, czarna terenówka z wnętrzem godnym luksusowej limuzyny i wielkim, ośmiocylindrowym silnikiem pod maską powoduje, że ludzie inaczej na nas patrzą. Zresztą my też patrzymy na siebie trochę inaczej. To auto powoduje, że jesteśmy zdecydowanie bardziej pewni siebie, mamy poczucie przewagi i kontroli w każdej sytuacji, które jest przecież całkiem iluzoryczne i nieuzasadnione. Niemniej jednak, ta aura męstwa udziela się nie tylko kierowcy, ale także jego pasażerom, a nawet innym uczestnikom ruchu. Ten samochód budzi szacunek wszystkich dookoła i uwodzi ich w łobuzerski sposób swoją muskulaturą. Eksponuje luksus i elegancję, ale nie w wulgarny sposób – robi to z klasą. Przy czym jest to klasa wyższa, co wyraźnie podkreśla każdym swoim detalem. Samym spalaniem sugeruje: z plebsem się nie bratam, trzymam dystans do osób poza których zasięgiem jestem. G500 daje poczucie egoistycznej wyjątkowości. Liczysz się tylko Ty, Kierowco. Jeśli Cię na to stać.

G500, Fot. Marek Setniewski

 

G500, Fot. Marek Setniewski

Jazda G500 wymaga pewnej powściągliwości. Owszem, można rozpędzić tego kolosa do setki w niewiele ponad 6 sekund, tylko nie daje to żadnej frajdy poza wrażeniami akustycznymi. Samochód nie prowadzi się dobrze przy szybkiej jeździe, ale czego można oczekiwać po dwu i pół tonowej terenówce na ramie? Jest miękka i kładzie się w zakrętach, a przy każdym mocniejszym hamowaniu ma się wrażenie, że auto wydachuje zaraz „przez dziób”. Przyjemność z jazdy osiąga się tu podczas cruisingu, słuchając silnika lub świetnego audio i opierając głowę w megawygodnych zagłówkach (nigdy nie miałem tak wygodnej poduszki, są absolutnie najlepsze na świecie). Można spróbować też jazdy w terenie, ale na pewno nie na szosowych oponach, bo zakopiecie się w byle piaskownicy. To raczej auto stworzone do powolnych objazdów miasta.

G500, Fot. Marek Setniewski

 

Fakty:

 

Silnik:

  • 5461 cm3

  • V8

  • 387 KM (6000 Rpm)

  • 530 Nm (2800-4800 Rpm)

 

Osiągi:

  • 0-100 km/h: 6,1s

  • V-max: 210 km/h

     

Skrzynia biegów:

  • 7G-TRONIC PLUS

 

Masa:

  • 2530 kg

 

Opony:

  • 265/60 R 18

 

Spalanie:

  • Miasto: 20l/100 km (nierealne, co najmniej 25l/100 przy spokojnej jeździe)

  • Trasa: 11,9l/100 km

  • Średnie: 14,9l/100 km

 

Pojemność zbiornika paliwa:

  • 96l.

 

Cena:

  • 481 000 PLN

 

Podsumowanie:

 

G500, fot. Marek Setniewski

Gelenda w tym wydaniu nie jest idealna, ale ma straszliwie dużo charakteru. Nie sądzę, by tak duży silnik miał sens, osobiście wybrałbym mocnego diesla dla napędu tego auta. Ciasnota wnętrza jest zaskakująca, ale kunszt jego wykończenia – fenomenalny. Choć nie bardzo wiem, po co zamontowano skórzaną wyściółkę na wewnętrznej stronie drzwi bagażnika, bo dowolny bagaż o większym gabarycie i ostrych krawędziach (lub przykładowo pies) natychmiast ją zniszczy. Z kilku względów nie nazwałbym też tego samochodu autem terenowym. Po pierwsze opony szosowe kompletnie nie dają sobie rady ani na śliskich, trawiastych podjazdach, ani na sypkim piachu. Sterowane elektronicznie blokady dyfrów potrzebują twardego oparcia by się załączyć, więc jest po kwiatkach jeśli już wjedziemy w teren i nie zblokowaliśmy ich wcześniej (tradycyjną wajchą dałoby się to zrobić). Dodatkowo ogromna masa nie pomaga w terenie. Nigdy. Dochodzę do wniosku, że G500 chciałoby być trochę SUV'em, a trochę terenówką. Inna sprawa, że nie ma w tym nic złego, bo nie przypominam sobie, żebym widział kiedykolwiek nową (powiedzmy roczną lub dwuletnią) G-Klassę w terenie. Właścicielom zwyczajnie szkoda tych aut, no i nie ma się co dziwić wziąwszy pod uwagę ich cenę. Do terenu więc wybrać należy Puch'a (austriacki producent specjalistycznych terenówek na bazie G-Klassy). W G500 jednak nie chodzi o właściwości jezdne, ale o samopoczucie kierowcy, a te jest w stanie poprawić choćby samym pomrukiem silnika. Nie po raz pierwszy spotykam swojego bohatera z dzieciństwa, ale po raz pierwszy ten bohater zachował swoje miejsce moim wymarzonym garażu na 10 aut.

 

G500, fot. Marek Setniewski

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie