Sinclair C5, czyli zanim wymyślono Segwaya
/img2.autostuff.pl/a/15/1/sinclair-c5-czyli-zanim-wymyslono-segwaya_b.jpeg)
Cały świat musi się przemieszczać, bo taka jest natura człowieka. Codziennie dojeżdżamy do pracy, robimy zakupy, generalnie pokonujemy dziesiątki kilometrów. Na nogach to męczące, a samochody mają liczne wady. Po pierwsze trzeba je kupić, po drugie zapłacić za paliwo, ubezpieczenie i parkingi. Na krótkich dystansach, zwłaszcza w miastach, zwykłe cztery kółka warto zastąpić czym alternatywnym. Skuter? Fajny, ale niezbyt bezpieczny i niezbyt stabilny. Co innego trójkołowiec, oczywiście możliwie lekki i małych rozmiarów, żeby dało się go przewozić metrem czy środkami komunikacji miejskiej. I tu dochodzę do pomysłu mister Clive'a Sinclaira z roku 1985.
Brytyjczyk wymyślił, że Wyspiarze przesiądą się na małe elektryczne trajki z dopędem pedałowym. Na jednym ładowaniu baterii czymś takim dało się przejechać około 20 mil (32 km) z prędkością do 25 km/h. W praktyce zasięg był jednak mniejszy, bo akumulatory w tamtym czasie nie były tak doskonałe jak nasze dzisiejsze. Krążyły plotki, że Sinclair C5 (produkowany w Walii w zakładach Hoovera w Merthyr) jest napędzany silnikiem z pralki. To oczywiście nie była prawda, ale generalnie maszyna miała złą prasę. Dlatego słabo się sprzedawała. Z początku planowano, że w ciągu roku produkcja sięgnie 100 tysięcy sztuk. Tymczasem okazało się, że zamówień było znacznie mniej (ogółem 9 tysięcy). Nie pomogła cena - niecałe 400 funtów. Maszyna po prostu się nie spodobała. Może szkoda? Segwaye też nie zrewolucjonizowały transportu, ale sprzedaje się ich przecież znacznie więcej. Może Sinclair C5 po prostu nie wstrzelił się w odpowiednie czasy?