"Kto bez winy niech pierwszy rzuci kamień". Ja również nie zawsze zachowuję się na drodze tak jak się powinno, dlatego nie będę nikogo w niniejszym tekście pouczał. Poniżej opisane sytuacje mają znikomy wpływ na bezpieczeństwo, ale większy na zdrowie psychiczne współuczestników ruchu. Ot takie wspomnienia z ostatnich kilku tygodni podróżowania po polskich drogach.
Budka telefoniczna
Rozmowa przez telefon w czasie jazdy w naszym kraju jest wykroczeniem. Ale nie o to chodzi. Są badania, które stwierdzają, że telefon rozprasza, że kierowca podczas rozmowy może spowodować kolizję, etc, bla, bla, bla... Być może, ale bądźmy szczerzy: są kierowcy, którzy rozmawiają przez telefon i jadą nie zwracając na siebie uwagi i są ofiary, które nie tylko ze względu na prawo, ale i na zdrowie psychiczne współuczestników ruchu nie powinny nawet myśleć o telefonowaniu podczas jazdy. Snuje się taka mameja ledwoco, bo przecież do zmiany biegu potrzeba ręki, w której tkwi aparat telefoniczny. Hitem są dla mnie kierowcy którzy trzymają słuchawkę prawą ręką przy lewym uchu, a lewą ręką prowadzą auto i próbują zmieniać biegi – tak wiem, trudno sobie to wyobrazić ale, słowo daję, paru takich widziałem. Na skrzyżowaniu to już w ogóle tragedia: tu jadą, tam jadą, normalnie już pięć samochodów by wykonało lewoskręt w lukach pomiędzy jadącymi prosto, a telefonista stoi i paple w najlepsze. (Pozdrawiam panią z białego Peugeota 301 na częstochowskich tablicach, która z telefonem w ręku tydzień temu usiłowała wykonać lewoskręt w Pruszkowie)
Bo lewy jest szybszy
Nie rozumiem co sprawia, ze ludzi tak ciągnie na lewy pas. Wymówka, że na prawym są koleiny padła już jakiś czas temu. Większość dróg dwujezdniowych w naszym kraju jest naprawdę w dobrym stanie. Na obu pasach. Jedyny logiczny wniosek do jakiego doszedłem, to to, że ten przysłowiowy lewy pas to coś nobilitującego. W słusznie minionych czasach skrajnym pasem niewielu peerelowskich dwupasmówek telepały się maluchy, syreny, a ktoś kto miał więcej niż 3 cylindry i 30KM jak panisko leciał lewym. Teraz każdy prawie ma zachodni wóz i każdemu jak psu miska, należy się jazda lewym pasem, nawet jak reszta musi, nie zawsze zgodnie z prawem, wyprzedzać go z prawej. Nie pomaga miganie lewym kierunkiem, długimi i inne gesty uważane za obraźliwe. Lewy jest mój i basta!
Syndrom sztywnego palca
To moje autorskie sformułowanie. Jestem z niego dumny niczym jakiś sławny psycholog. O co chodzi? Złapcie kierownicę, wyprostujcie palec wskazujący lewej dłoni i obróćcie fajerą. Co się stanie? Brawo! Auto skręci. A przy okazji włączycie kierunkowskaz. Tak właśnie używa migaczy większość polskich kierowców. Hamulec, auto prawie zatrzymane, a potem łaskawie zapalamy żółtą lampkę. Ten z tyłu zaskoczony nagłym hamowaniem na prostej drodze, też się raptownie zatrzymuje, obrażając w myślach, a czasami i w realnym świecie kierowcę ze sztywnym palcem do piątego pokolenia wstecz, a za nim hamuje następny i następny i zator gotowy. A nie można, najpierw włączyć żółte, a potem czerwone? Jadący z tyłu puszczą gaz, odsuną się od delikwenta, nikt nie będzie zaskoczony, nerwy pozostaną na wodzy, a korek w Warszawie na Domaniewskiej.
Zip!
Tak, chodzi o jazdę na suwak. W całej Europie przy zwężeniu panuje zasada jeden na jeden. Jedno auto z lewego pasa, drugie z prawego. I działa! U nas jest nieco lepiej, ale dalej jesteśmy, nie obrażając czarnoskórych, sto lat za Murzynami. W Polsce ustawi się kolejka na pasie który ma ciągłość, a każdy kto dojedzie do końca zamkniętego, to cwaniak, zdrajca i trzeba go spacyfikować. Przez te przepychanki ruch nie idzie płynnie, tworzy się zator, a cwaniacy z lewego i frajerzy z prawego stoją solidarnie o wiele dłużej w korku.
Parking na skrzyżowaniu
Parkingami stają się krzyżówki i ronda w większości większych miast podczas godzin szczytu. Wszyscy się spieszą, wszyscy się pchają, wszyscy muszą pojechać. Przepis w polskim prawie o zakazie wjazdu na skrzyżowanie w przypadku braku możliwości z niego zjechania naprawdę głupi nie jest. Wpakuje się taki jeden, światło się zmieni, pojechać nie ma gdzie. Z drugiej strony ruszyli już kierowcy, nierzadko oparci o klakson, a ofiara czerwonego rozpaczliwie walczy o każdy centymetr, żeby uciec sprzed kół rozryczanej gawiedzi z zielonego. Mistrzostwo świata widziałem w Poznaniu. Rondo ze światłami, pas do lewoskrętu (jeden), przechodził po skręceniu w lewo w trzy. Korek jak stąd do Moskwy. Po cennych minutach pełzania w kierunku ronda przecieram oczy ze zdumienia: kierowcy skręcają w lewo, tam zatrzymuje ich czerwone, ale ustawiają się wyłącznie na jednym pasie, oba skrajne puste. Blokują tym samym przejazd przecinającym rondo w prostopadłym kierunku. Gdy wreszcie wjechałem na to skrzyżowanie, zająłem pole position na zupełnie pustym prawym pasie i spojrzałem w lewo: kilka par wściekłych oczu zabijała mnie wzrokiem. Jest na sali jakiś Poznaniak? Może mi ktoś wytłumaczy ten zwyczaj, bo może popełniłem jakieś faux pas.
Manewr Żuka
To nie jest mój autorski termin. Stworzony przez kolegów ze Stada Baranów, ale tak samo irytuje mnie. Jedziemy sobie piękną droga przez pola, lasy i znowu pola, za wami i przed wami żadnego samochodu na drodze. Nagle spośród zagonów marchewki, ziemniaków, czy co tam lubicie, z trudem wypełza Żuk. W sensie samochód, nie chrząszcz. I oczywiście zmusza was do hamowania. Ominąć nie ma jak, bo podwójna ciągła, górka etc. Z braku możliwości wyprzedzenia chwilę toczycie się za delikwentem z prędkością przelotową 30kmh, po kilku chwilach Żuk skręca z drogi i dalej możecie kontynuować sielską podróż przez pola i lasy. Acha, Manewr Żuka występuje również na terenach miejskich i nie tylko z użyciem samochodu Żuk.
Gra w dwie linie
Od zawsze były awantury, że na egzaminach na prawo jazdy za dużo czasu poświęca się na sprawdzanie umiejętności parkowania. Mam inne zdanie. Wystarczy bywnąć w jakimś centrum handlowym, żeby zobaczyć jak mało to jest czasu. Linie sobie, samochody sobie, zazwyczaj najwięcej miejsca zajmują samochody najmniejsze. Najlepiej jeszcze zaparkować najbliżej drzwi, a najlepiej w samych drzwiach. Za blisko stanąłem? E tam, wsiądzie sobie od pasażera. Ostatnio zdarzyło mi się parkować na parkingu pewnego podwarszawskiego centrum handlowego. Wjechałem w alejkę chcąc, jak wszyscy, zaparkować najbliżej drzwi, ale widzę panią tarasującą przejazd i walczącą swoim wielgachnym Mercedesem ML z ciasnym miejscem pomiędzy dwoma innym wozami. Poobserwowałem chwilę zmagania, cofnąłem 20 metrów dalej i postawiłem auto na pustym placu. Zamknąłem samochód i udałem się do wejścia. Gdy mijałem rzeczonego Mercedesa, właścicielka akurat wpakowała go wreszcie w ciasny prostokąt, obwieściła połowiczny sukces i kombinowała jak otworzyć drzwi, a zgromadzona publiczność biła brawo...