Operacja "włącz inżyniera"!

Gdzie oni mają głowy? No, właśnie...
Operacja "włącz inżyniera"!
zdjęcie: targeo.pl
31.10.2016
Rafał Jemielita

Dajcie Polakom rządzić, a sami się wykończą! Kto tak powiedział? Prawdopodobnie Otto von Bismarck – o ile pamięć mnie nie zawodzi. Ale ja nie o polityce ani o historii tym razem. Ja o wykańczaniu nas samych za pomocą... Ha, kto zgadnie? Nie chce opowiadać o tym, że u nas nie dbamy o bezpieczeństwo na drogach. Dbamy. I to nie chodzi o akcję "Znicz", gdy policja w okolicach 1. listopada łapie przekraczających prędkość. Dbamy o młode pokolenie, o czym przekonuje inicjatywa Ford Driving Skils for Life – polski oddział importera samochodów dołączył do akcji, która ma na celu edukowanie młodych kierowców (bo to oni przodują w niechlubnych statystykach). Fordowi za pomysł i za to, że robi to ZA DARMO należą się oczywiste brawa. Gorzej z planistami. Tak, planistami. Jeżdżę dużo i mam okazję sprawdzać, co się dzieje z polskimi drogami. A dzieje się – uwierzcie. Od lata można śmignąć (bez łamania prawa) z Warszawy do Wrocławia w 3 godzinki z okładem. Do Szczecina i Gdańska (może poza latem i wyjazdowymi "długimi" weekendami; myślę o pokonywaniu tych dystansów po autostradach) też się jedzie całkiem, całkiem. Gorzej z trasą do Lublina (wciąż zakorkowane rondo w Kołbieli), wypadem na wschód (wiecznie za ciasno i mnóstwo TIR-ów), podróżą do Krakowa (męki pańskie na odcinku, z grubsza i pomijając dwupasmówkę pod Kielcami, Radom-Kraków) czy wycieczką do Białegostoku. Właśnie tam jechałem w ostatni weekend października, czyli obrazek tego koszmaru mam przed oczami, całkiem na świeżo. Szlag mnie oczywisty trafił, bo nie ma żadnej alternatywy – między Białymstokiem i Wyszkowem jedzie się jakieś 50 km/h. Wszędzie rozkopy, dziury, błoto, ciemno, miejscami oznakowanie ruchu więcej niż beznadziejne. Wybaczyłbym, gdyby na tym placu boju ktoś pracował. Rozumiem, że człowiek pracy ma prawo do 5-dniowego tygodnia harówki i że potem musi odpocząć. Rozumiem, ale nie kumam (wybaczcie słownictwo), dlaczego praca na tej drodze trwa od poniedziałku do piątku. Weekend? Nic się nie dzieje. Nie ma alternatywnej zmiany, która mogłaby nieco przyspieszyć pracę i skrócić męki kierowców. My nie Chiny, ale tam budują w systemie 24 h na dobę, na prawdziwe 3 zmiany. U nas, gdy zrobi się ciemno, maszyny grzecznie wracają się przespać. Idiotyzm! Nie mówcie mi panowie od budowlanki, że praca nie może trwać na okrągło. Nie mówcie, bo wiem, że można – skoro Holendrzy mogą budować wiadukty w tempie iście ekspresowym (krąży taki filmik w sieci), dlaczego w Polsce tego nie potrafimy? Brakuje maszyn? Nie sądzę. Brakuje pieniędzy? Też nie sądzę, bo przecież finansowe zastrzyki z Unii wkrótce się skończą i tyle będzie pomocy, którą trzeba wykorzystać. Może kartek, kalkulatora i kalendarza naszym inżynierom brakuje? Z przyjemnością podrzucimy, bo tak dalej się po prostu nie da. Co sprawia, że taka budowa idzie jak krew z nosa? Aż na sam koniec chciałoby się napisać. Wkurzony do granic bólu. Ale tak nie napiszę, bo drogowi planiści i tak mają mnie w nosie. Jestem zwykłym kierowcą. No to muszę się dostosować. Szerokiej drogi... 

 

PS. Dawno nie pisałem felietonu. I wiecie, poprzedni też był o drogach. Zabawne, że człowiekowi taka głupota na wątrobie wciąż leży...

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie