Gdzie Rzym, a gdzie... Warszawa?

Wszystko, drodzy moi, opiera się na infrastrukturze. Także, a może zwłaszcza, jazda samochodem.
Gdzie Rzym, a gdzie... Warszawa?
zdjęcie: Newspress
18.07.2016
Rafał Jemielita

 Zabrzmiało bardzo poważnie? I dobrze. Bo cały czas mam w pamięci jak długo kiedyś jechało się do Poznania. Gdy zaczynałem pracę w mojej pierwszej motoryzacyjnej redakcji (ach ten Moto Magazyn...), autostrada była tylko na krótkim odcinku od Konina do bodaj Swarzędza. Ruch Tir–ów gęstniał z dnia na dzień, co zamieniało tę drogę w istny koszmar. Pamiętam, że najgorzej było między Sochaczewem i Łowiczem. Totalna beznadzieja! W roku 2006, czyli w sumie nie tak całkiem dawno, podróż na dystansie około 90 km (tyle jest do Łowicza), zajęła mi 3,5 godziny. Potem było lepiej, a gdy jakoś dotrwaliśmy do Euro 2012, autostrada do Poznania stanęła otworem. Na szczęście nie był to ten zły otwór – chciałoby się napisać. Nikt się na nas nie wypiął, co diametralnie zmieniło moje życie. Jadę do Poznania wygodnie. I dalej do Berlina. I do Szczecina. I do Gdańska. A od niedawna mogę minąć wiecznie zakorkowaną Łódź i śmignąć gładko do Wrocławia. Pięknie, co? Będzie jeszcze piękniej, gdy ktoś pomyśli o "drodze śmierci" z Warszawy do Lublina, a później spojrzy na mapę i złapie się za głowę "Ojejej, przecież Polska to również tereny na wschodzie. O ile do Białegostoku da się jeszcze dojechać i w sumie trwa tam zaawansowana budowa prawdziwej ekspresówki, o tyle jazda z północy na południe, przez Podlasie, Lubelszczyznę i Podkarpacie jako żywo kojarzy się z osławionym szlakiem W-wa-Poznań z czasów "Motomagazynu". Zachód i Ameryka ekscytuje się teraz samochodami autonomicznymi, które poprawią bezpieczeństwo na drogach i sprawią, że kierowcy z aut wysiądą (po długiej podróży) całkiem zrelaksowani. Świetnie. Cieszę się ich radością. Mnie osobiście samochód sam się prowadzący nie jest do niczego potrzebny, bo lubię prowadzić i kompletnie mnie to nie męczy nawet w deszczu czy śniegu. Chciałbym, żeby taka przyjemność była jeszcze większa, a do tego potrzeba mi rzeczy prostej a banalnej – odpowiednich dróg. Jakoś tak się przyjęło, że wszystko co na wschód od Wisły nazywamy "Ścianą wschodnią" i traktujemy jak rezerwat biosfery. Znaczy najlepiej, żeby samochodów tam wcale nie było, bo tak czysto, pięknie i ekologicznie. To jednak mrzonka i dęte marzenia. Przypominam, że mamy rok 2016 i że samochody to narzędzia poprawiające (mimo wszystko) jakość naszego życia. Bez względu na fakt, że Podlasie i przyległości to faktycznie rezerwuar czystego powietrza, drogi tam być muszą. Im będą lepsze i nowocześniejsze, tym – paradoksalnie – uda się zachować unikatowy charakter naszych wschodnich rubieży. Ludziom będzie się żyło wygodniej, gdy ciężarówki zostaną poprowadzone po takiej trasie, żeby jak najmniej trzeba było zmieniać biegi. Mniej będzie spalin i hałasu, automatycznie. A samochody autonomiczne, choć wcale nie twierdzę, że nadają się do kosza, mogą sobie poczekać...

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie