Kto chce kupić Rolls Royce'a? Topowa marka z nowym salonem w Warszawie!

Z Rolls Royce'em zawsze do twarzy...
Kto chce kupić Rolls Royce'a? Topowa marka z nowym salonem w Warszawie!
zdjęcie: Rolls Royce Warszawa
11.04.2016

Rolls-Royce Motor Cars Warsaw świętuje otwarcie nowego domu dla marki Rolls-Royce w Polsce. Prestiżowe wydarzenie w dealerstwie, będącym wspólnym przedsięwzięciem firmy Auto Fus oraz brytyjskiego producenta super-luksusowej marki samochodów, przyciągnęło śmietankę towarzyską Warszawy, w tym wybitnych przedstawicieli świata biznesu. Auto Fus jest autoryzowanym partnerem Rolls-Royce’a od roku 2010. Przez ostatnie dwa lata sprzedaż samochodów oraz obsługa posprzedażowa odbywały się w tymczasowym salonie stworzonym na terenie dealerstwa.

zdjęcie: Rolls Royce Warszawa

– Pierwszy egzemplarz Rolls-Royce’a wjechał na drogi w obecnych granicach Polski w 1913 roku, więc dzisiejsze otwarcie salonu stanowi kolejny prawdziwie historyczny krok. Chciałbym podziękować rodzinie Fusów za ich pasję oraz zaangażowanie w markę Rolls-Royce. Szczególne podziękowania należą się Tadeuszowi Fusowi za jego zaangażowanie w projektowanie salonu. Jako firma rodzinna, Fusowie świetnie rozumieją naszych klientów – znacząca większość z nich to także przedsiębiorcy, powiedział James Crichton, Regional Director Rolls-Royce Motor Cars for Europe. 

 

Tadeusz Fus, senior rodziny Fusów pasją motoryzacyjną zaraził się od taty, Mikołaja Fusa. Założony przez nich na początku lat 40. Auto Fus powstał w Biłgoraju jako mały warsztat motocyklowy. Dziś ta firma to największe w Polsce dealerstwo BMW, najnowocześniejszy serwis, sprzedaż samochodów używanych, a od 2013 roku również salon najbardziej prestiżowej marki motoryzacyjnej świata – Rolls-Royce. 


Skąd tak silny związek rodziny Fusów z motoryzacją?

Tadeusz Fus: Zaczęło się od mojego taty, Mikołaja, który 22 lata przed wojną przepracował jako kierowca. Jeździł na trasie Warszawa – Lwów transportując towar dla monopolu spirytusowego. Ta praca pozwoliła mu na to, by wspólnie z kolegą kupić sześć autobusów. Miały kursować pomiędzy miastami, ale przed 1 września 1939 r. udało się je tylko zarejestrować. Przepadły w już w pierwszych dniach walk.
Pod koniec wojny, kiedy trwało już rosyjskie natarcie w okolicach rodzimego Biłgoraja, jadącym na motocyklu Niemcom zabrakło benzyny pod naszym domem. Porzuconą chwilowo maszynę zabrał i zakopał tata wraz z kolegą. Niemcy postawili mieszkańców całej ulicy pod ścianą i grożąc pistoletami szukali tego, kto przyczynił się do zniknięcia maszyny. Na szczęście nikogo nie zastrzelili, a na tym motocyklu jeździliśmy później z bratem. To było wtedy kiedy tata zaczął się interesować motocyklami. Potem zaczął je tuningować. Ale zanim powstał warsztat motoryzacyjny, tata zajął się produkcją maszyn do szycia na częściach firmy Singer. Ba, nawet przez pewien czas jego firma szyła garnitury. Później był etap maszyn rolniczych. Prawdziwy powrót do motoryzacji nastąpił w naszej rodzinie w latach 50. 

 

zdjęcie: Rolls Royce Warszawa

A Pan kiedy poczuł tę moc koni mechanicznych po raz pierwszy?

TF:  Miałem niecałe 6-7 lat, kiedy pracownicy warsztatu nalali cały zbiornik paliwa do jednego z motocykli i ja nim wystartowałem. I  jechałbym nie wiem jak daleko, aż do wyczerpania baku, gdyby nie jadący za mną mechanik, który pomógł mi zejść i zawrócić. Pierwszy motocykl kupiłem niewiele później od policjanta za uciułane pieniądze. Miałem m.in. angielskiego Villersa, Standard czy Sokoła. Różne motocykle, jakie tylko były. W wieku 12 lat już ćwiczyłem kaskaderkę motocyklową w klubie Ligii Obrony Kraju: skoki przez ogień, wodę, piramidy… takie to były ewolucje. 


Ostatecznie nie został Pan jednak kaskaderem…

TF: Mam wrodzoną intuicję, dzięki której łatwo lokalizuję usterki. Lata temu by znaleźć przyczynę awarii mechanicy opukiwali silniki kijem dębowym grubości palca. Był jeden taki przypadek, któremu nie dawali rady nawet najbardziej doświadczeni specjaliści. Tata dał rozwikłać tę zagadkę i mnie. Od razu stwierdziłem, że nawala szyjka korbowodu, co się potem potwierdziło. Pamiętam, że tego dnia ojciec powiedział mamie <<Marysiu, Tadeusz ma szaloną intuicję>>.  Co było wyrazem wielkiego uznania i otwarciem możliwości współpracy z tatą w warsztacie. Zresztą to do dzisiaj się tak dzieje - gdy jest jakiś problem z samochodem, gdy elektronika nie wystarcza to  ja wsiadam do samochodu i wsłuchuję się w pracę jego silnika.


Jednak Fusowie odeszli od dwóch na rzecz czterech kółek.

TF: Dzięki koledze dowiedziałem się o prowadzonych w Warszawie szkoleniach mechanicznych Fiata. Za własne pieniądze pojechałem też do Włoch, by uczyć się i tam. W ten sposób w uruchomionym w Biłgoraju warsztacie pod nazwą Auto Fus, posiadając autoryzację marki mogliśmy naprawiać Fiaty. Przez dwa lata przetrwaliśmy kontrole, nagonki i nakłanianie, byśmy przyłączyli się do spółdzielni. Tata się na to na szczęście nie zgodził.
Z kolei w latach 70., już w Warszawie, podjęliśmy współpracę serwisową z firmą Bosch. Naprawialiśmy pierwsze zachodnie samochody, które pojawiły się w Polsce, głównie Mercedesy. Zaczęliśmy również współpracę z pierwszym importerem Mercedesa, firmą Timex. I tak współpracowaliśmy z nimi aż do 1986 roku. Ale ja już wówczas chciałem czegoś więcej, chciałem współpracować z marką BMW.

zdjęcie: Rolls Royce Warszawa

 

Dlaczego?

TF: Dlatego, że BMW było autem bardzo nowoczesnym i zaawansowanym technologicznie. A ja zawsze byłem człowiekiem, który lubi innowacje i nowości. Czym trudniej - tym dla mnie ciekawiej. Tylko wówczas nie wiedziałem, jak zacząć tę współpracę. Postanowiłem się przygotować. Zrobiłem taki piękny katalog o sobie oraz o firmie i pojechałem z nim do Poznania. Spotkałem tam panią, która wówczas była zastępczynią prezesa BMW na Europę Wschodnią i która po przejrzeniu mojego dossier dała mi do zrozumienia, że nic z tego nie będzie. Ale się nie poddałem. Napisałem do fabryki, do szefa tej pani. Po tygodniu odezwał się i już po dwóch tygodniach przyjechał do naszego nowego zakładu przy ul. Nałęczowskiej. Przesiedział  w nim cały dzień, zaś na koniec stwierdził, że od następnego dnia mogę naprawiać BMW. Po szkoleniu w Monachium w ciągu dwóch tygodni  mieliśmy podpisać umowę, miałem dostać pylon i podstawowe wyposażenie. Do dzisiaj trzymam te pierwsze tablice jako wielką pamiątkę.
Przez lata działałem bezpośrednio z centralą BMW. Szło świetnie - sprzedawaliśmy z katalogu około 220 samochodów rocznie. Ale przyszedł czas, że firma Smorawiński została oficjalnym importerem. Wówczas w porozumieniu z Niemcami zawiesiłem współpracę z marką. Rozpocząłem współpracę z Renault. Auto-Fus połączył siły z BMW ponownie w 2003 roku, po otwarciu w Polsce bezpośredniego przedstawicielstwa firmy.


Co z kolei przyciągnęło Pana do marki Rolls-Royce?

TF: Ręczne wykonanie, sposób produkcji i zastosowane rozwiązania. Zadeklarowałem więc chęć otwarcia salonu w Warszawie. Nie było to jednak takie proste. W 2010 roku, kiedy po raz pierwszy pojechaliśmy do fabryki Rolls-Royce’a w Goodwood na rozmowy, zawieźliśmy od razu cztery zamówienia. Ale najpierw dostaliśmy jedynie możliwość serwisowania, bo tak zawsze postępuje Rolls-Royce. Od 2013 roku zostaliśmy oficjalnym przedstawicielem Rolls-Royce Motor Cars. Teraz musimy ciężko pracować, by dotrzeć do potencjalnych klientów tej marki.

zdjęcie: Rolls Royce Warszawa

Auto Fus jest firmą bardzo rodzinną.

TF: Dzieci od zawsze były i są obecne w firmie. Najstarszy Tomasz skończył technikum samochodowe, Piotr i Ewa wyższe studia. Żona kiedyś zajmowała się domem, a teraz dba o „bank” w firmie. Oprócz tego mój starszy brat Mikołaj  zajmuje się pionem elektronicznym.


Ile osób Pan obecnie zatrudnia?

TF: W firmie jest teraz 130 osób. Każdy zaczyna od najprostszych prac. Mechanik, który jest dzisiaj mistrzem rozpoczynał od zamiatania. Najstarsi stażem są z nami od 28 lat! Oprócz tego, czy pracownik dobrze wykonuje swoje obowiązki, zawsze interesowałem się tym, czy ta osoba ma „prawdziwy dom”, czy wszystko u niej w porządku. Jeżeli coś było nie tak i to zauważam, próbuję pomóc. Gdy nie ma spokoju w domu, pracownik łatwiej popełnia błędy w pracy.


Czyli jest pan takim ojcem?

TF: Dokładnie tak mnie nazywają!


Rozmawiamy w nowym obiekcie Auto Fus przy ul. Ostrobramskiej w Warszawie łączącym najnowocześniejszy salon BMW w Polsce i pierwszy w naszym kraju salon Rolls-Royce Motor Cars, który zasięgiem obejmuje również m.in. rynki państw nadbałtyckich. 

TF: Oficjalne otwarcie salonu Rolls-Royce’a odbędzie się już na początku kwietnia! Salon BMW już działa i spełnia najnowsze i najbardziej wyśrubowane standardy tej marki. Jest to najładniejszy budynek naszej firmy. Na dodatek jest pierwszym, w którym zastosowano tak wysoką witrynę - szyby mają aż pięć metrów wysokości! Razem m.in. z salonem samochodów używanych, serwisem, lakiernią nasz kompleks to teraz 14,5 tys. mkw.

 

Nie jest to jednak Pańskie ostatnie słowo w kwestii ekspansji…

TF: Nie, bo w planach mam budowę kolejnego segmentu – osobnego salonu dla Rolls-Royce’a z warsztatem.  Mamy już nawet koncepcję na makiecie do czego zmierzamy. 

 

A wszystko zaczęło się od drewnianego kija.

TF: Od dębowego kija, tak. Do dziś dnia nie ma pudła, nie pudłuję.

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie