Rowerzyści nie mają mózgów?

Nikogo nie zamierzam obrażać, ale niektórzy rowerzyści przeginają pałę.
Rowerzyści nie mają mózgów?
Wjedzie i jedzie. Bo mu wolno, a reszta cierpi. Zdjęcie: Volvo
25.09.2014
Rafał Jemielita

Chwaliłem się wszem i wobec, że kocham rowery. Cenię wolność, którą daje maszyna bez silnika (tak brzmi ładnie, prawda?). Można się, panie i panowie, puścić w dal i na nikogo nie zważać. Korki człowiek ominie, pieniądze zaoszczędzi, życie przedłuży i jeszcze zdrowia nabierze. Jako że mamy nad Wisłą prawdziwy XXI wiek, jazda na rowerze staje się szybka i przyjemna.

 

Dołożyć jeszcze cukru? Nie, starczy, bo od nadmiaru tej słodyczy można puścić... Wiecie zresztą sami. Prawda jest gorzka i brutalna dla rowerzystów (choć sam się do nich jednak zaliczam): gdybym tylko mógł, wykopałbym rowery na Marsa. Albo na Wenus lub gdzieś, gdzie nikomu nie będą przeszkadzać. Z poziomu rowerowego siodełka każdy kierowca to dureń, baran i agresywny dresiarz, który biednemu cykliście zajeżdża drogę i próbuje go samochodem zabić. W wielu przypadkach trzeba się z tym zgodzić, bo Polska nie Holandia czy Dania więc rowerzystów się nie szanuje.

 

Z drugiej jednak strony "oni" (czyli ludzie na rowerach)  mają w nosie całą resztę użytkowników miejskich dróg. Pomijam dyskretnym milczeniem kretyński pomysł "Masy krytycznej", która wyjeżdża na ulice akurat wtedy, gdy ludzie – sterani po całym dniu pracy – chcą jak najszybciej przemieścić się do domu. Przełykam takie społeczne akcje z trudem, ale rozumiem - muszą się cykliści jakoś przebić i komuś coś udowodnić.

Wiecie - w masie widać, a pojedynczo niestety nie. Ze sporym zrozumieniem podchodzę do kwestii poruszania się po chodnikach. Ścieżek rowerowych wciąż nie za dużo, a na ulicy jakoś łyso. Nie pochwalam, ale rozumiem. Szlag mnie za to trafia, gdy rowerzyści mają w nosie wszystkich dookoła. Przykładzik? Szeroka ulica. Trzy pasy w jedną stronę. Wszyscy pędzą osiemdziesiątką, bo akurat tyle wolno. Pędzą, bo czas to przecież pieniądz i spieszyć się trzeba. Nagle na prawym pasie gwałtowne hamowanie - rowerzysta sobie nim powolutku pedałuje, nie zważając na ciężarówki, osobówki oraz motocykle. Tłum na drodze, jako że cała grupa dotąd jechała w miarę równo, załamuje szyk. Jedni zwalniają, inni – odwrotnie – wpychają w każdą lukę, bo taką mamy kulturę na drodze. I robi się zadyma!

 

Przykładzik numer dwa? Wąska ulica z dwoma pasami w przeciwnych kierunkach. Miły starszy pan jedzie dostojnie swoim składakiem. Akurat ma pod górkę, bo przecież w mieście nie zawsze jest płasko. Jedzie wolno, bo siły nie te i stromo w końcu. Za nim wianuszek wkurzonych kierowców, którzy cyklisty wyminąć nie mogą– ruch z naprzeciwka za gęsty. Pan jedzie 5 na godzinę i cała reszta też, choć wielu z włączoną klimatyzacją i brzdękolącym radiem.

 

Przykład numer 3? Skrzyżowania ze ścieżkami rowerowymi. Panowie (i panie) na dwóch kółkach dostali prawo pierwszeństwa i nie patrzą, że samochód nie jest przezroczysty i czasem na boki słabo widać. Pędzą na luzaku, a gdy jakiś kierowca nie daj Boże wpakuje się wprost na nich, ryczą "debilu w tym pudle naucz się jeździć!". Czwarty przykład? Sami dopiszcie. Mnie z wściekłości dalej pisać się nie chce.

 

Dzięki cykliście-luzakowi stałem dziś w korku długim na kilkaset metrów. Miał człek pierwszeństwo na przejściu i wpakował się prosto na Focusa pewnej niezbyt zorientowanej pani. Mógł zahamować, ale postanowił naprawić sobie swoją dwukołową maszynę na koszt kobietki. Efekt? Człowiekowi na rowerze nic się nie stało (lądował z głową i roztropnie), ale kobietka mało nie zeszła na zawał, gdy – trzepnięty lekko błotnikiem – wylądował jej przed twarzą. No i było czekanie na pogotowie, zablokowana ulica, migające światła na twarzy i czekanie aż ktoś nas w samochodach z tej opresji wybawi. Jestem za tym, żeby rowery wypchnąć na chodniki. Nie pasuje? To może chociaż namalować im pas na jezdni, żeby nie trzeba ich było omijać? A to pierwszeństwo na ścieżce moi drodzy jest dyskusyjne, oj dyskusyjne...

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie