Aaaaaa.... zabytek kupię!

W życiu każdego mężczyzny przychodzi taka chwila...
Aaaaaa.... zabytek kupię!
Nie muszą od razu się błyszczeć. Wystarczy, że będą czyste. Zdjęcie: Newspress
18.09.2014
Rafał Jemielita

Dzieci już duże, mieszkanie w miarę wyposażone, praca od rana do wieczora. No to jeszcze brakuje ci – Jemielita – pasji! Fakt. W sumie moja praca jest moją pasją, ale przecież człowiek nie robi dwadzieścia cztery na dwadzieścia cztery... Musi być przerwa na sen, posiłek, rodzinę i, no właśnie, parę godzin dla siebie samego. Do pięćdziesiątki już blisko więc czas pogania. Uznałem, że to już pora coś ze sobą zrobić i po latach przyznać do pasji. Żeglarstwo? Fajne, ale jechać w korkach na Mazury to przekleństwo, a na Zegrzyńskim - w sumie najbliższym większym wodnym akwenie w mojej okolicy – pływać dłużej niż kilka dni nie można (bo nudno). Polowanie? Fajne i pewnie tego spróbuję, ale kurs myśliwego trwa dość długo. A co można zrobić od razu i szybko? Chodzić na dziewczyny? Niezłe. A coś poważniejszego? Kupić sobie motocykl! Odpada. Mam prawo jazdy na jednoślady od dawna i czasem jeżdżę, ale klimat do mnie nie trafia i pogoda też jakaś taka... Modeli sklejać nie chcę, hodować rybek też nie, a stolarstwo w zaciszu domowej piwnicy pociąga mnie tak samo jak zeszłoroczny śnieg. Długo myślałem aż wymyśliłem... samochód. Nie, nie kolekcję - uspokajam. Nie stać mnie na to i nie mam odpowiednio wielkiego garażu. Ale jeden samochód to nie pluton aut, prawda? Jeden, ale z historią i klimatyczny! To właśnie mój pomysł. Nie bez domowych kłopotów (kobietom nie podobają się zwykle zabytki, nawet te na czterech kołach) lecz w końcu się udało - przed rokiem kupiłem stareńkiego Volkswagena. Piękny egzemplarz moi drodzy. Niezbyt może szybki (całe 40 koni pod maską), ale pięknie utrzymany i jak zapewniał mnie pan z Częstochowy, od którego "Tadzia" (VW dostał imię) kupiłem, niezły i tylko do lekkiego dopieszczenia. Muszę przyznać, że zgodziło się co do joty. Musiałem wymienić przerdzewiały zbiornik paliwa (straż nawet przyjeżdżała... ), dopieścić uszczelniacze gumowe i solidnie wyregulować gaźnik (polecam warszawski warsztat na ulicy Szarych Szeregów, gdzie naprawią wszystko i od każdej rakiety!). "Tadzio" jeździł dziarsko przez rok. Poznałem co to przegląd starego samochodu i drwiny mechaników, gdy trzeba było wymienić coś drobnego w elektryce. Poznałem i z moim starym VW się zżyłem. "Tadek" w końcu został sprzedany, ale trafił do miłej pani i sądzę, że będzie jej dobrze służył. Odjechał ode mnie zadbany i czysty, z paliwem i przeświadczeniem, że u nas wprawdzie nie Szwajcaria, ale starać się trzeba. Zacząłem poszukiwania "Tadzia 2". Jeżdżę moi drodzy już kilka tygodni i... nic. Aut jest dużo i w różnych cenach, ale stan pożal się Boże. Kudy im do mojego "Tadeusza"! Brudne, trzeszczące, szpachlowane, szmatą nigdy nie dotknięte. Człowiek jeździ po Polsce w dobrej wierze, a tam "syf, mydło i powidło". Aż żal. Przy którymś takim egzemplarzu pomyślałem sobie, że się poddam i pójdę do salonu po nowe auto. Odgoniłem od siebie taką myśl, ale mam dla wszystkich handlujących jedną radę. Ów pan z Częstochowy, od którego kupiłem VW, solidnie go umył i podokręcał. Ujął mnie uczciwością i tym skłonił, żeby to właśnie tam wydać zaoszczędzone pieniądze. Wy też tak możecie. Woda i szampon to najlepsza reklama. W przypadku aut sprzed lat jeszcze bardziej skuteczna. Umyć to znaleźć szybciej klienta. Zadowolonego, że się przy zakupie nie utytłał...

PS. Jutro oglądam pięknego Mercedesa. Może się uda? Trzymajcie kciuki. Wszystkim życzę podobnej pasji. 

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie