Na "statycznej" części targów można było znaleźć dosłownie wszystko. Od samochodowych odświeżaczy powietrza, poprzez liczne oferty układów hamulcowych renomowanych firm, aż do całych samochodów - najczęściej tych dedykowanych do sportów motorowych. I tak na wejściu witała delegacja dwóch Nissanów S13, przy kasach stał Ford Fiesta Kena Block'a, a po drugiej stronie w hangarze czekały liczne wystawy sprzętu samochodowego. Ilość atrakcji skutkowała ogromnym zawrotem głowy, aż ciężko było ogarnąć co działo się dookoła. Nic więc dziwnego, że z pewnością wiele osób spędzając cały weekend na Bemowie nie obejrzało nawet 70% atrakcji.
Chyba nie odkryję ponownie Ameryki mówiąc, że na tego typu targach największą siłę przebicia mają różnorakie upominki, fundowane przez każdą z liczących się na rynku firm
motoryzacyjnych. Nie sposób było znaleźć osobę, która nie wychodziła z targów bez ogromnej torby wypchanej drobiazgami. Część z nich można było po prostu dostać, część można było wygrać (jeśli ktoś czuł się szczególnie mocny w wyścigach na symulatorze), a część.. złapać! Co jakiś czas na płytę lotniska wychodziły bowiem dwie urocze hostessy, które przy pomocy działka na sprężone powietrze obdarowywały widzów koszulkami zafundowanymi przez firmę Inter Cars.
Elementem wyróżniającym tegoroczny Motor Show była rozgrywana podczas targów 4. runda Driftingowych Mistrzostw Polski, połączona z STW Drift Challenge. Najlepsi polscy drifterzy zafundowali widzom spektakl pełen emocji. Nie zabrakło tam Pawła Treli - zdaniem wielu najlepszego polskiego driftera, oraz Adama Rubika Zalewskiego - najmłodszego licencjonowanego specjalisty od poślizgów kontrolowanych w Europie. Obecna była również śmietanka driftingu spod szyldu "STW Drift Team" z zeszłorocznym Mistrzem Polski Bartoszem Stolarskim na czele. Ciekawostka: aż trzech kierowców STW DT doszło do etapu TOP4. Paweł Trela odpadł bowiem przez błąd w przejeździe z Piotrem Kozłowskim, a Adam Zalewski został wyeliminowany przez Marka Wartałowicza, który kilka chwil później rywalizował ze Stolarskim o pierwsze miejsce w zawodach. Z ostatniego, finałowego pojedynku zwycięsko wyszedł właśnie kierowca Nissana S14A. Decyzja sędziów nie należała jednak do najłatwiejszych, o zwycięstwie w dogrywce między dwoma reprezentantami STW zadecydował szczegół, a kibice na własne oczy przekonali się, że drifting nie jest tak łatwą dyscypliną jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Wisienką na torcie były pokazy Bartka Ostałowskiego, jedynego driftera prowadzącego samochód przy pomocy nóg (Bartosz stracił ręce w wypadku samochodowym) oraz bicie rekordu Guinnessa w paleniu gumy - na Bemowie przez 30 sekund "paliły kapcia" aż 74 auta.
Na płycie lotniska miały miejsce również bardzo emocjonujące wyścigi, których atmosferę bardzo umiejętnie podsycał prowadzący Adam Kornacki. O odpowiedni poziom show dbali również sami bohaterowie zmagań, m.in. Jerzy Dudek startujący w VW Golf Castrol Cup. Pokaz umiejętności zaserwowali również Leszek Kuzaj i Michał Kościuszko, a 15.000-konny Jet Car, Dragster i Jet Bike Gerda Habermanna zadbały o odpowiednią temperaturę. Ta była szczególnie wysoka nawet kilkadziesiąt metrów za pierwszą z trzech wyżej wymienionych maszyn. W wyścigach na 1/4 mili wzięły również udział Toyota Supra oraz bardzo soczyście wyglądający Chevrolet Camaro.
Czy jest coś bardziej widowiskowego niż mrożące krew w żyłach ewolucje? Być może nogi bardzo ładnej modelki, jak kto woli. Nie mniej jednak Hubert Raptowny i koledzy dali bardzo efektowny pokaz przy użyciu zaledwie dwóch kółek. Widzowie mieli okazję zobaczyć tricki wykonywane na prostym kawałku asfaltu, na skoczni typowej dla Freestyle Motorcrossu oraz przejazdy wewnątrz.. kuli. Ten ostatni pokaz powodował największe zdziwienie wśród widzów. Nic dziwnego, w końcu w kuli o średnicy ok. 3m we wszystkich wymiarach na raz pędziło aż trzech motocyklistów. Można? Można!
Czy może być coś lepszego niż wszystkie atrakcje opisane powyżej? Oczywiście. Całość oprawiona w grę świateł i spakowana w 1,5-godzinny spektakl pod osłoną nocy. Oprócz wyżej opisanych atrakcji na tor wyjechała również Ultima GTR, jeden z najszybszych samochodów na świecie, oraz driftujące ciężarówki ze stajni STW Center. Ta część imprezy z pewnością na długo zostanie w pamięci osób, które poświęciły zaledwie 30zł na wejście na trybuny.
Nie ma co do tego wątpliwości - każdy, kogo ominęła weekendowa impreza stracił szansę na obejrzenie jednej z najbardziej spektakularnych imprez motoryzacyjnych nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Chcecie kilka słów na pocieszenie? Następny Inter Cars Motor Show już za rok! A jeśli jesteście ciekawi co jeszcze Was ominęło - zapraszamy do galerii!