W ubiegłym tygodniu gwiazda L. miała stłuczkę. Nikt nie robił z tego wielkiej sprawy, gdyby nie fakt, że pani w Porsche, pięknym że ach, była na fleku. – Nie godzi się! - w narodzie słusznie aż zawrzało. - Na naszej krwawicy się dorobiła - gdzieś w tle pobrzmiewała myśl niewypowiedziana wprawdzie, ale oczywista. - Chla, to się doigrała - dodali od siebie złośliwcy i zazdrośnicy, ale na głos tej opinii nie wydali, bo do tego trzeba mieć odwagę cywilną.
Nie zamierzam bronić gwiazdy L. ani tym bardziej wysłuchiwać mętno-śmiesznych wypowiedzi jej szwedzkiego męża „ona nie wiedziała”, bo pijaństwo za kółkiem to śmierć. To zasada nr 1, którą dzieci poznają od chwili, gdy uczą się w podstawówce ile jest dwa razy dwa. Skoro pani L. nie wie jak działa alkohol i że po kilku godzinach człowiek jeszcze „czysty” zwykle nie jest, powinna raz jeszcze udać się do szkoły podstawowej. Nie zaszkodzi, ale na pewno pomoże.
Statystyczny kierowca już dawno wykształcił u siebie pewność, że sklep nocny może być zamknięty z powodu napadu wirusa Ebola, ale stacji – leżącej tuż obok rzeczonego sklepu – epidemia nie dotyczy i na pewno go w kwestiach alkoholowych poratuje. A do tego jeszcze tam sobie znajdzie środki anty-kacowe, coś od bólu głowy, papieroski. No wszystko jest, czego dusza zapragnie! Opakowania z alkomatami, które można znaleźć przy stacyjnych kasach, wyglądają przy tym na zamierzoną prowokację. - No co, jesteś nawalony? Sprawdź czy nie zabiorą ci prawa jazdy, bo to że jechać musisz to oczywiste - zdają się podpowiadać. Śmieszne? Raczej żałosne. Alkomaty na stacjach być powinny, ale sprzedawanie tam alkoholu to już najczystszej wody hipokryzja. Dlatego ja ci odpuszczam gwiazdo w Porsche. Masz szczęście, że nikomu nic się nie stało. Wina, miła pani, jest po twojej stronie i od tego ucieczki nie ma, ale system w porządku też nie jest. Ciekawe kiedy ktoś zauważy, że hot dog i kawa szkodliwe społecznie nie są, zaś wóda pod ręką kierowcy – jak najbardziej.