Konstruktorem Wesp-a (nie mylić ze skuterem Vespa, z którym nazwa może się kojarzyć!) jest entuzjasta morza i Formuły 1, Pieter Myny. Wesp to hybryda wodolotu i skutera wodnego, którą kierowca-sternik prowadzi w pozycji półleżącej. Czy to się wam z czymś nie kojarzy? No, właśnie! W ten sposób siedzi się w bolidzie Formuły 1. Wehikuł nie ma kierownicy, wolantu czy choćby drążka sterowego. Nie musi zresztą mieć, bo skręca się tym dziwakiem odpowiednio przekręcając ciało. Gdyby kadłub był sztywny, taka sztuka byłaby oczywiście trudna do wykonania. Kadłub jest jednak dwuczęściowy, żeby sternik mógł lepiej czuć fale, a sam pojazd zachował doskonałą zwrotność. Obydwie części połączone są sprytnymi zawiasami. To one umożliwiają odchylanie na boki, a co za tym idzie kierowanie tym wodoloto-skuterem.
W przednim "kadłubie" konstruktor zamontował płat nośny i skrzydła. Po co? Płat nośny działa jak ten w wodolocie - dzięki niemu Wesp, gdy tylko nabierze prędkości, wynurza się ponad wodę. Skrzydła służą z kolei do rozcinania fal, żeby dało się po morzu płynąć bez większych (hydrodynamicznych) ograniczeń. W przedniej części zamocowano również fotel kubełkowy z szelkowymi pasami oraz dwa uchwyty na dłonie sternika (na jednym jest przepustnica, czyli potocznie gaz). Tylna część Wespa nie odrywa się od powierzchni wody. Za plecami kierowcy ukryto 120-konny silnik benzynowy z pędnikiem strumieniowym (zamiast śruby; ułatwia pływanie po płytkich akwenach). Nie wiadomo jeszcze, z jaką prędkością popłynie Wesp, ale Pieter obiecuje, że jego maszyna pozwoli stworzyć całkiem nową klasę pojazdów nadających się nie tylko do rekreacji lecz także do ścigania. Cena? Wciąż nie wiadomo. Mówiło się o 30 tysiącach euro, ale Wesp ma problemy z przebiciem się na rynek. Ładny jest, ale chyba za drogi. Pokazujemy go jednak, bo to fajna alternatywa skutera i w gruncie rzeczy ma coś z szosowych bolidów F1. Dla inspiracji...