O uprzedzeniach i konfliktach z offroadowcami

Konflikty działkowców z kierowcami przeróżnych cross'ówek czy quad'ów od jakiegoś czasu ostro się zaostrzyły. Zawsze byłem w tej sprawie bezstronny, moim zdaniem wszystko zależy od działania szarych komórek, a nie od tego czy ktoś woli spędzać czas na ogródku czy na motorze. A jednak ciągle słyszymy o pułapkach, bądź utarczkach między tymi grupami.
O uprzedzeniach i konfliktach z offroadowcami
To, że ktoś jeździ na quadzie nie musi oznaczać, że jest wandalem. Ci ludzie po prostu kochają ten sport. fot. Yamaha
22.08.2014
Piotr Stokowski

 

Gdzie jest pies pogrzebany?

Jak to zwykle bywa po obu stronach barykady. Są tacy offroadowcy, którzy za nic mają sobie czyjąś własność bądź różne restrykcje dotyczące jazdy po lasach, ale są też tacy przeciwnicy tej grupy, którzy z dumą zawiesiliby na szyi kartkę z napisem "morderca", bo jak inaczej nazwać osobę chcącą wymierzać sprawiedliwość na własną rękę za pomocą stalowej linki. Tym gorzej jest, jeśli w skutek uprzedzeń ta sprawiedliwość dopada kogoś niewinnego. I to właśnie o uprzedzeniach dziś kilka słów.

 

Ale do rzeczy

Niewiele z Was wie (Ba! Nikt nie wie!), ale z racji tego, że nie opodal mojego miejsca zamieszkania znajdował się niegdyś spory kompleks dla miłośników offroadu, razem ze znajomymi podjęliśmy decyzję o zakupieniu quadów. W moim przypadku wybór padł na Yamahę Raptor 700R. O dziwo największy wpływ na tą decyzję nie miała moc, choć tej nigdy za dużo, a możliwość szybszej odsprzedaży - każdy z nas zdawał sobie bowiem sprawę, że to zabawa na jeden sezon. Taktyka wypaliła, ale to akurat mniej istotne.

 

Raptor był idealnym kompanem na weekendowe szaleństwo na wcześniej wspomnianym kompleksie. Moc, która z początku przerażała, później stała się jednym z najlepszych afrodyzjaków. Układ kierowniczy, jak zresztą również i zawieszenie, były wyśmienite. Całość zachęcała wręcz do pokonywania zakrętów, tak bardzo miłymi dla oka (i duszy), poślizgami. Szczerze polecam każdej osobie chociażby spróbować przejechać się na takiej maszynie, należy jednak umieć bardzo delikatnie obchodzić się ze sprzęgłem, szczególnie w pierwszej fazie znajomości. Z Yamahą jak z dziewczyną, trzeba traktować ją z uczuciem, bo nie okiełznana ma zbliżoną charakterystykę do rozjuszonego byka podczas rodeo.

Yamaha Raptor 700R to jeden z najlepszych quadów dostępnych na rynku. fot. Yamaha

Któregoś dnia wpadliśmy z bratem na pomysł, aby zabrać Raptora na rodzinny weekend w domku rodziców, który znajduje się poza miastem, i pojeździć nieco po leśnych drogach. Tak też się stało. Nie wszystkie drogi dojazdowe (publiczne) do miejscowości były wtedy wylane asfaltem i szerokie na dwa pasy. Niektóre były wciąż zaledwie utwardzone i bardzo wąskie, co pozwalało na dynamiczne, choć na pełnej trakcji, przejażdżki bez potrzeby osiągania większych prędkości. Ale jak tu przejechać przez "centrum" miasteczka wracając z trasy? Cóż, zawsze wjeżdżając na teren zabudowany odpowiednio wcześnie zwalniałem do prędkości biegu stereotypowej feministki, wrzucałem jedynkę i na najcichszych obrotach powoli zmierzałem w stronę domku. Zapętlić i tak mniej więcej minęła mi sobota.

 

Następnego dnia, wchodząc do lokalnego sklepu przed wyjazdem na relaksacyjną trasę z dziewczyną, zauważyłem kwaśną minę sklepikarki. Jak się okazało mój quad i ja nie jesteśmy mile widziani, szczególnie w duecie. Szczerze mówiąc zdziwiło mnie to, ale bez zbędnej wymiany zdań kupiłem co chciałem i po zajęciu miejsca za kierownicą pojechałem (znów jak najciszej i jak najwolniej) w siną dal.

 

Kiedy wracałem kilkadziesiąt minut później, czekał już na mnie 5-osobowy komitet powitalny. Będąc bardzo opanowanym człowiekiem, chcącym uniknąć konfliktu, przez prawie 5 minut cierpliwie słuchałem herezji na temat tego, jak szaleńczo jeżdżę tam gdzie nie wolno i rozkopuję polne drogi, a przez wieś pędzę jak nawiedzony robiąc 3/4 prędkości światła. Taktyka spokoju nie zadziałała, po pięciu minutach wyzwisk mały tłum zaczął zbierać się do rękoczynów, co również zripostowałem ze stoickim spokojem nakłaniając do normalnej rozmowy jak dorośli z dorosłymi. Bez skutku, bo moja cierpliwość została ostatecznie wystawiona na próbę kilka sekund później, poprzez szturchnięcie przez jedną z osób siedzącej za mną dziewczyny. Bogu ducha winnej osoby, która przez cały czas jedynie przyglądała się zaistniałej sytuacji. Zwykle na to jest tylko jedna odpowiedź, postanowiłem jednak nie zniżać się do poziomu komitetu, a jedynie po raz pierwszy w terenie zabudowanym odkręciłem manetkę gazu, traktując przy okazji drogę publiczną na której się znajdowaliśmy. I po co to wszystko?

 

Czy słusznie zareagowałem? Nie mnie oceniać. Nie mniej jednak sądzę, że nie byłoby sprawy, gdyby nie sztuczne (w tym przypadku przynajmniej) uprzedzenia, jakie od lat tworzą się między działkowcami, a wielbicielami jazdy w terenie. Można by się domyślić, że tak było również w przypadku poniższego filmu, jednak niezależnie od tego kto miał rację, pozostaje tylko się cieszyć, że jednoręki Pan ostatecznie nie użył wideł.

Jeśli spodobał Ci się ten artykuł polub nasz profil na Facebooku!

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie