Z Isuzu D-Max wiążą się, niezbyt miłe dla mnie, wspomnienia. W zeszłym roku zabrałem nim syna na przejażdżkę po górkach, dołkach i kałużach. Atrakcje w sam raz dla 7-latka. Niestety pierwsza kałuża mnie pokonała i gdyby nie interwencja właściciela koparki (jeszcze raz dziękuję za pomoc!) zapewne spędzilibyśmy tam noc. W czym tkwił problem? Seryjny D-Max ma opony kompletnie nie przystosowane do jazdy w terenie, a poza tym w wersji "asfaltowej" nie jest zawieszony tak wysoko jak należy.
Firma Delta, zajmująca się przystosowywaniem samochodów do jazdy w trudnych warunkach, przygotowała zestaw, który sprawi, że D-Max zamieni się - podobno - w maszynę nie do zatrzymania. Dzięki przeróbkom prześwit wzrósł do 330 milimetrów. Dodatkowo dostępne są większe felgi z oponami do jazdy w terenie. Większe koła wymusiły montaż obszerniejszych nadkoli, które również wchodzą w skład zestawu. Kropka nad "i" to rurowe wzmocnienia przed maską i nad przestrzenią ładunkową, które nie tylko chronią ale również... ozdabiają D-Maxa.
Cena zestawu, który nudnego pikapa zamienia w rasową terenówkę to około 30 tys. złotych, do których trzeba dodać 4-6 tysięcy za wyciągarkę. Seryjny D-Max, czyli baza do tych przeróbek, kosztuje około 85 tys. złotych. Razem wychodzi całkiem sporo. No to może spacer? Będzie taniej...