To, że na teren zlotu można było wjechać jedynie samochodami japońskimi to nie wszystko. Od stycznia br. można było zgłaszać swoje cztery kółka wysyłając ich zdjęcia organizatorom, którzy następnie decydowali czy dany samochód nadaje się na imprezę czy też nie. Wymagania nie były najmniejsze, a mimo to na teren toru przy ul. Rakietowej we Wrocławiu udało się wjechać ponad 160 pojazdom.
90% samochodów tego samego modelu odróżnia się od siebie na ulicach tylko kolorem zewnętrznym, bądź delikatnymi szczegółami pod postacią rozmiaru obręczy. To jest mocna strona festiwali tuningowych - niezależnie jak dużo będzie aut z tym samym oznaczeniem na bagażniku, jest praktycznie niemożliwym aby były one identyczne. Personalizacja pojazdów przybiera w takich miejscach zupełnie innego wymiaru, co bardzo dobrze wpływa na walory rozrywkowe.
Chcąc nie chcąc festiwale tuningowe to imprezy statyczne i 80% samochodów stoi w miejscu przez cały czas trwania zlotu. To wyzwanie dla organizatorów, którzy muszą zadbać o odpowiednią liczbę atrakcji dla zwiedzających. Zawody time attack, drifting, czy liczne konkursy - tak właśnie zadowalano nawet najbardziej wybrednych gości.
Przy samochodach nie może zabraknąć kobiet - i tak było w tym przypadku. Dziewczyny JAPFESTU wiedziały jak zabawić publiczność, a przy okazji pomóc właścicielom aut myjąc i polerując ich samochody na wysoki połysk - konkurs "Sexy Car Wash" był zdecydowanie faworytem publiczności.
Było ich wiele, a jeszcze więcej zwycięzców. Samochodem zlotu została Mazda MX-5, a konkurs na najlepszego klasyka imprezy zakończył się remisem pomiędzy Datsunem 240Z i Toyotą Celicą GT z 1977 roku (zdjęcia w galerii poniżej). Poziom pozostałych kategorii również był bardzo wysoki, skutkiem czego było wiele miejsc ex aequo.