Jazda autem elektrycznym po Polsce to zadanie wymagające czasu, cierpliwości i uwielbienia w teorii bezemisyjnych pojazdów. Liczba ładowarek jest bardzo mała, a zasięgi elektryków nie zachwycają. W naszym kraju tego typu auta stają się coraz popularniejsze, ale i tak jest to bardzo niszowa grupa.
Inaczej sprawa wygląda w Kalifornii, gdzie liczba "elektryków" jest duża, a co za tym idzie infrastruktura musi być równie dobrze rozwinięta. Jak się okazuje fale upałów, na które przygotowuje się ten region (dochodzić może 45 stopni Celsjusza) przyczyni się do ograniczenia w dostawach prądu. Jak na razie wspomniane ograniczenia w ładowaniu aut elektrycznych ma być w godzinach od 16 do 21. Niewykluczone są przerwy w dostawie prądu.
Oczywiście w Kalifornii cały czas olbrzymią część aut na drogach stanowią auta z silnikami spalinowymi, ale od 2035 roku ma obowiązywać zakaz sprzedaży nowych samochodów z jednostkami na paliwa kopalne. Takie zobowiązania niosą przed infrastrukturą elektryczną gigantyczne zobowiązania i od razu nasuwa się pytanie “czy elektrownie wytrzymają?”.
Dodatkowo “elektrykom”w Europie nie pomagają drastyczne wzrosty cen prądu. Jak informuje “De Telegraaf” przejechanie 100 kilometrów samochodem w Holandii kosztuje średnio autem benzynowym kosztuje około 15 euro, natomiast w samochodzie elektrycznym będzie o jeden euro drożej. Co więcej podczas testów prasowych “elektryków” zauważyłem, że korzystając z zewnętrznych ładowarek np. sieci GreenWay możemy zapłacić podobnie lub więcej niż w przypadku klasycznego auta spalinowego.