Razem z funkcjonariuszami straży granicznej z dwóch oddziałów-nadbużańskiego i nadwiślańskiego-wczesnym rankiem wyjeżdżam z Warszawy. Kierunek: okolice Łodzi. Cel: zatrzymanie złodziei maszyn rolniczych. W kawalkadzie jadą same nieoznakowane samochody. W każdym kilku funkcjonariuszy. Jdę z dowodzącym całą akcją. Samochód wolno przemierza kolejne kilometry. W rękach red bull i kawa. Rozmawiamy. Pytam dlaczego złodzieje kradną maszyny rolnicze. Wydaje się, że to towar, który ciężko sprzedać.
-Chłopie, interes prosty i przyjemny-odpowiada zza kierownicy dowodzący całą akcją Marek-Zawijasz maszynę w Niemczech czy Belgii i wieziesz do Polski. Tutaj szybko sprzedajesz, a wierz mi, że nikt ich nie sprawdza tak jak samochodów. Rach-ciach kasa do ręki i panowie się rozchodzą. I potem taki ciągnik jeździ po polu latami. A widziałeś kiedyś radiowóz kontrolujący traktor? Zerowa szansa na przypał, a kasa olbrzymia.
Marek odpala kolejnego papierosa i z uśmiechem na ustach kontynuuje-mieliśmy w pracy koleżankę, z poza Warszawy. Zawsze mówiła, że szuka faceta nie z dobra furą, a z traktorem. Bo byle maszyna rolnicza warta jest więcej niż dobrej klasy limuzyna.
Rzeczywiście-szybki rzut oka na kilka portali handlujących maszynami pozwala stwierdzić, że za mniej niż 200 tysięcy nie kupimy dobrej maszyny. Te bardziej specjalistyczne potrafią kosztować kilka razy więcej.
Zjeżdżamy z głównej drogi i po kilkunastu kilometrach wjeżdżamy na stację. Tutaj spotykamy się z policjantami z wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu. Oni również uczestniczyli w rozpracowaniu tej i wezmą udział w zatrzymaniu. Po kilku chwilach ruszamy.
Gdy do celu zostaje kilka kilometrów cała kawalkada zatrzymuje się w ustronnym miejscu. Funkcjonariusze sprawdzają broń i ustalają szczegóły akcji. Dowiaduję się, ze maszyny stoją na posesji w centrum niewielkiej wioski. Mężczyzna, do którego należy plac to szanowany w okolicy hodowca zwierząt. Jednak funkcjonariusze wiedzą, że ma też inne źródło dochodów-handel kradzionymi maszynami rolniczymi.
W końcu ruszamy i po kilku chwilach samochody stają przed bramą, a funkcjonariusze rozbiegają się po posesji. Tuż za nimi spokojnie wchodzi niepozorny mężczyzna. Z jego twarzy właściwie nigdy nie znika uśmiech, a oczy rzadko patrzą się w jeden punkt dłużej niż kilka sekund. Ten funkcjonariusz to najlepszy w Polsce specjalista od identyfikowania kradzionych pojazdów. Pierwsze swoje kroki kieruje w stronę ciągnika stojącego na środku podwórka. Zagląda pod maskę i po kilku sekundach unosi rękę w górę. Udało się znaleźć pierwszą kradzioną maszynę!
Funkcjonariusze przyprowadzają właściciela. Oczywiście maszyny kupił za granicą i oczywiście ma wszystkie umowy. Oczywiście-dodają funkcjonariusze straży granicznej-umowy spisane są na nie istniejące osoby.
Trwa przeszukiwanie posesji. Policjanci i strażnicy graniczni sprawdzają kolejne pomieszczenia. W garażach stoi jeszcze kilka innych maszyn. Po chwili udaje się ustalić, że dwie kolejne zostały skradzione w Niemczech. I o ile numery seryjne jednej z nich wyglądały na oryginalne, to w drugiej złodzieje nie zadali sobie nawet trudu, żeby zamalować miejsce, z którego usunęli oznaczenia.
Rozpoczyna się mozolne wypisywanie protokołów. Właściciel kradzionych maszyn jest pewny siebie. Dwa tygodnie wcześniej funkcjonariusze straży granicznej znaleźli na jego posesji dwa ciągniki. Wówczas nie został aresztowany. Tym razem jednak ma mniej szczęścia i po kilkudziesięciu minutach odjeżdża do aresztu w towarzystwie policjantów.
Trzy skradzione maszyny, które udało się odnaleźć podczas tej akcji, warte były prawie milion złotych. Wcześniej w tej sprawie zatrzymano 3 osoby i odzyskano maszyny warte pół miliona złotych. Kryminalni z KWP w Radomiu i straż graniczna nadal pracują nad ta sprawą.