Chcieli polatać bokiem. Skończyli na dachu
/img2.autostuff.pl/a/21/1/pierwszy-snieg-to-pierwsze-wypadki-amatorow-driftu_14.jpeg)
W województwie pomorskim doszło do wypadku na pustym obiekcie. Amatorzy driftu korzystając z tzw. pierwszego śniegu, postanowili wykorzystać zimowe warunki wjeżdżając na teren zamkniętego lotniska w Borsku, co oczywiście było nielegalne. Kierujący musiał dość mocno wczuć się w rolę bohaterów “Szybcy i wściekli: Tokio Drift”, ponieważ śnieżne “latanie bokiem” skończyło się dachowaniem. Mocarnym driftowozem okazał się Ford Focus I generacji, który według przekazanych informacji dysponował mocą niespełna 90 KM.
Ekipa amatorów driftu porzuciła przewrócony pojazd i zabrała ze sobą nawet tablice rejestracyjne. Niestety zapomnieli o naklejce legalizacyjnej, na której również znajduje się numer rejestracyjny. Według informacji, jakie przekazuje na swoim fanpage’u lotnisko Borsk, policja namierzyła sprawców incydentu.
Na amatorów driftu została nałożona kara 600 zł za nieuprawniony wjazd na teren lotniska. Co więcej, sprawcy poniosą koszt “ok. 3-4 tys złotych za odwrócenie oraz usunięcie pojazdu i roztrzaskanych elementów, dodatkowo ok. 7-8 tysięcy złotych za naprawę asfaltowego pasa startowego” - podaje lotnisko w Borsku.
O ile zrozumiała jest kara za wtargnięcie na zamknięty i prywatny teren bez uzyskania wcześniejszej zgody. Tak koszty związane z uszkodzonym asfaltem oraz usunięciem pojazdu są mocno przesadzone. Zresztą lotnisko nie pokazuje zniszczonej nawierzchni, a jedynie przewróconego Focusa i jego wnętrze z pustymi butelkami po piwie. Komentujący zauważają, że dobrze, iż taka sytuacja stała się na zamkniętym obiekcie. Zdecydowanie gorsze w skutkach byłoby amatorskie driftowanie na drogach publicznych.
Z dość niecodzienną inicjatywą wyszły władze Szczuczyna, otwierając specjalne miejsce, gdzie będzie można poćwiczyć bezpiecznie amatorskie driftowanie. To prawdopodobnie pierwsze takie miejsce w Polsce, gdzie kierowcy mogą legalnie “polatać bokiem” i nie dostaną za to mandatu.