Nie ma wątpliwości, że Nissan Juke pierwszej generacji to bardzo udany samochód. W ciągu pierwszych 40 miesięcy sprzedało się 420 tysięcy "żuków" (tak się o nich potocznie mówi). W sumie to fenomen, bo Juke nie jest wielki, ma raczej ciasnawy bagażnik i generalnie daleko mu do pojazdu choćby średniej wielkości. A jednak skubany się sprzedaje! Dlaczego? Może z powodu sylwetki - nowoczesnej, żeby nie powiedzieć odlotowej? Takiej z japońskich filmów o Godzilli, które wprawdzie wszystkich nudzą, ale każdy je oglądał. Do rzeczy. Nissan Juke został nieco odświeżony. Detale trudno zauważyć, bo to nowe felgi, otwierany dach, diodowe kierunkowskazy w obudowach lusterek czy żywsze kolory (żółty, czerwony i niebieski). Osobiście uważamy, że to kwiatki do kożucha. Znacznie ważniejsze zmiany dotyczą silników. Coś tam podkręcono w standardowej jednostce 1,6, a w ofercie pojawił się również silnik 1,2 z turbodoładowaniem. Ma - jak to silniki budowane według filozofii downsizing - mniejsza pojemność, ale sprężarka daje niezłego kopa i 115 koni. Jest też coś, w co trudno wierzyć. Maluch od Nissana (w wersji 4x2) ma większy bagażnik. Większy aż o 40 procent - do Juke'a da się zapakować aż 354 litry toreb i walizek. Plus! Przed kilkoma dniami, gdy małego Nissana prezentowano w Genewie, pokazaliśmy zdjęcie z mazajami. Japończycy (a może ich europejscy pracownicy) chcieli w ten sposób odwrócić naszą uwagę i dodać pewnej tajemniczości swojej premierze. Ciekawe czy było warto? W końcu to całkiem zwyczajny facelifting. Ale przecież w haśle reklamowym jest "innovations that excites". Innowacja, która ekscytuje. Marketing czasami strasznie przesadza...