Classicauto przedstawia: Rover SD1 Vitesse
/img2.autostuff.pl/a/14/22/classicauto-przedstawia-rover-sd1-vitesse_538727bc.jpeg)
Angielska motoryzacja też była zawsze pod prąd. Jednak radziła sobie dość dobrze. Dość powiedzieć, że po czasach swojej prosperity w Zjednoczonym Królestwie wyrosło masę firm, manufaktur i małych warsztatów zajmujących się budową samochodów. Z końcem lat ’60 jednak wszystko powoli zaczęło się walić. Aby ratować upadającą branżę powstał moloch o nazwie British Leyland, który zjednoczył znaczną część brytyjskiego przemysłu motoryzacyjnego. Sposobem na osiągnięcie sukcesu miał być nowy model: Specialist Division Number One. Miał być pierwszym z serii aut, zbudowanych jako rezultat zjednoczenia brytyjskich sił motoryzacyjnych i pokazem możliwości miejscowych inżynierów. W rzeczywistości jednak okazał się symbolem upadku angielskiej motoryzacji i jej gwoździem do trumny.
Na początku wszystko szło dobrze. Nowe auto, oficjalnie nazywające się Rover SD1, zdobyło tytuł samochodu roku 1976. Po prezentacji na autosalonie w Genewie, zamówienia posypały się jak z rękawa – wóz był duży, przestronny i jak na ówczesne standardy na wskroś nowoczesny a do tego świetnie wyposażony. Jednak z powodu strajku robotników, auta nie wyjeżdżały z fabryk. Wreszcie, gdy produkcja ruszyła okazało się, że pazerny Zarząd BL, stawiając na ilość, a nie jakość przeliczył się i auta masowo ulegały awariom. Psuło się dosłownie wszystko, nadwozia przeciekały, elektryka strajkowała, silnika ciekły olejem, padały skrzynie biegów. Wozy masowo naprawiano na gwarancji, europejczycy się powoli od nich odwracali, decydując się na zakup sprawdzonych aut od Mercedesa czy BMW, ewentualnie Volvo czy Renault. Na Wyspach jednak, Rover nadal się w miarę dobrze sprzedawał. Może dzięki temu, że SD1 stał się podstawowym autem brytyjskiej policji, można go było spotkać dosłownie wszędzie – nie tylko na ulicach, ale także w telewizyjnych serialach. Swojego SD1 miała rodzina królewska, jeździła nim większość angielskich celebrytów.
Na zdjęciach możecie zobaczyć najmocniejszą i najszybszą odmianę SD1 – Vitesse. Auto wyposażone w widlastą ósemką na wtrysku osiąga niebagatelną moc 190 KM. Obniżone i usztywnione zawieszenie względem seryjnych wersji, a także wzmocnione hamulce i poprawiony układ kierowniczy powodują, że auto potrafi pokazać pazury.
Wnętrze rozpieszcza komfortem – wielkie pluszowe fotele, mnóstwo miejsca na nogi i głowę. Do tego ogromna spłaszczona kierownica (ma kształt owala), która o dziwo jest całkiem wygodna. Po odpaleniu auta, przez chwilę warto posłuchać jak pracuje na wolnych obrotach – jednostka ma amerykańskie korzenie i nie pozwala o tym zapomnieć, gdy powoli kręci wałem na jałowym biegu. Czas zapiąć jedynkę i ruszyć. Wielkie auto posłusznie słucha się poleceń kierowcy, zaskakując reakcją na wciśnięcie pedału gazu; niejeden właściciel nowego turbodiesla może się zdziwić jak szybko przyśpiesza SD1 Vitesse. Zakręty pokonuje z angielską flegmą, mocno się w nich składając, jednak do końca będąc w nich przewidywalnym. Podróżowanie tym angielskim Expressem jest nad wyraz przyjemne!
Poliftingowe egzemplarze (tak jak widoczny na zdjęciach Vitesse) w znacznej mierze zostały poprawione i były bardzo udanymi autami, które bez problemu mogły konkurować z ówczesnymi Mercedesami czy BMW. Jednak zła sława jaką SD1 zdobył na początku produkcji okazał się silniejsza i Rover nigdy nie osiągnął rynkowego sukcesu, jednocześnie pogrążając British Leyland, który wiążąc z autem ogromne nadzieję, zainwestował w jego projekt ogromne pieniądze. Jak w tym znanym kawale: co z tego, że problem się rozwiązał, skoro niesmak pozostał…
Więcej informacji o Rover SD1 Vitesse znajdziecie w archiwalnym Classicauto nr. 91