W zasadzie nie lubię oldtimerów. Naraziłem się komuś? Na pewno, ale już tłumaczę dlaczego i o co mi właściwie chodzi. Samochód, który ma swoje lata jest piękny i świetnie wygląda. Genialnie pachnie i pracuje jak żadna inna maszyna na świecie. Ale z prowadzeniem czegoś, co ma 50-70-80 lat bywa już różnie. Zwykle - słabo. Powolne, ciężkie, wymagające mocnego ramienia - takie są oldtimery. Dlatego w swojej prywatnej pasji wolę się zatrzymywać na latach 70-tych. Takie samochody mi najbardziej odpowiadają.
Traction Avant jest starszy. Patent pochodzi z roku 1934, a więc citroenowskie rozwiązanie ma już 80 lat. Ale jeździło mi się nim świetnie.
Dlaczego tamten samochód był taki przełomowy? Z wielu powodów. Na początek - napęd. Osiem dekad do tyłu powszechny był napęd na tył. Fajny, ale jednak z ograniczeniami (zwłaszcza na śliskiej czy mokrej nawierzchni) - trzeba było umieć czymś takim jeździć szybko i względnie bezpiecznie. Patent inżyniera Lefevbre'a, czyli napęd na przód, zmieniał istniejący porządek rzeczy. Samochody przednionapędowe - wiecie sami - jeżdżą pewniej i łatwiej wybaczają błędy kierowcy. Zabawne, że Traction Avant bardzo często określa się przymiotnikiem "pierwszy, pionierski". To nie jest prawda. Wcześniej były już takie auta, ale nie były tak rozpowszechnione jak Citroen.
Czym wytłumaczyć niespełna 760 tysięcy wyprodukowanych aut, 23 lata produkcji i dobrą publicity? Citroen po prostu świetnie się prowadził. Był szybki, lekki, wytrzymały i obszerny. Z mojej przejażdżki po Francji zapamiętałem totalny komfort. "Cytryna" nie jechała lecz płynęła, prowadzona wprawną rękę kolegi Francoisa - zapalonego miłośnika TA. Jechaliśmy boczną drogą, a nawet u Galów zdarzają się odcinki beznadziejnie dziurawe. I wiecie co - Citroen pokonywał je tak, jakby w ogóle ich nie było. Niezależne zawieszenie przednie w tamtych czasach to naprawdę był przełom! No i konstrukcja karoserii, która była spawana w postaci stalowego monokoka. Jak to wyglądało? Zobaczcie obrazek poniżej.
Monsieur Lefevbre postawił również na aerodynamikę. Samochód był opływowy - to jedno. Ale miał też płaską podłogę, a to już wcale takie oczywiste naonczas nie było. Przestrzeń w kabinie? Jak w dzisiejszych... Mercedesach klasy S. W pewnym momencie po prostu położyłem się na tylnej kanapie. Lekko uchyliłem okna (wiatr zastąpił mi klimatyzację), a czterocylindrowy silnik burczał tak delikatnie jak w nowoczesnych 8-cylindrowcach, gdy się jedzie na małych obrotach. Wspaniała sprawa - mówię wam. Na koniec jeszcze jeden filmik...