Dwadzieścia lat temu Daewoo Tico, miejskie bieda-autko na bazie Suzuki Alto, stanowiło wyżyny osiedlowego "słegu". W środku miejsca tyle, co humoru w Studiu Yayo, do tego trzycylindrowy silniczek pod maską, o pojemności 800 cm3 i mocy ledwie 41 koni mechanicznych. Nie była to limuzyna, nie był to też samochód ociekający prestiżem ale mimo to, jeśli ktoś stał przed wyborem "mieć Tico albo dalej jeździć zbiorkomem z twarzą wciśniętą pod nieumytą pachę sąsiada", wybierał nędzne koreańskie pudełko na kołach.
Robimy szybki przeskok do 2016 roku, wszyscy jeździmy Passatami w budzie B5, jemy sushi i chodzimy na crossfit. Nikt nie jeździ Daewoo Tico. Nikt? A jednak – w Głuchołazach na Opolszczyźnie narodził się nieco szalony, ale jakże fajny pomysł przywrócenia do życia Tico. Auto otrzymało silnik z Hondy Civic piątej generacji. Pod maskę trafiła czterocylindrowa jednostka o pojemności 1,5 litra i mocy 90 KM. Od tego się zaczęło. Potem doszły kolejne modyfikacje związane z instalacją tak dużej (w stosunku do samochodu) jednostki – pojawiło się nowe sprzęgło, chłodnicę trzeba było przenieść do bagażnika, doszły wzmocnienia nadwozia połączone z odchudzaniem całości. Do tego lekkie poszerzenia nadkoli i delikatne obniżenie auta. W środku samochód jest niemal całkowicie wypruty ze wszystkiego co mogłoby przypominać o dość żałosnej przeszłości tego modelu – mamy wzmocnienia, nową kierownicę, nowe zegary i przede wszystkim – tylko dwa miejsca w środku.
Co będzie dalej z Ticondą? Projekt jest jeszcze daleki od zakończenia, ale warto go obserwować, bo w Głuchołazach rośnie najładniejsze Daewoo Tico między Odrą a... Seulem.
40km/h bo wbita jedynka brak półosi, ładowanie bo nie ma paska, grzechotanie bo narzedzia na podłodze :)
Opublikowany przez BRS na 23 styczeń 2016