Do napisania o Żuku skłoniło mnie co najmniej kilka rzeczy. Po pierwsze zawsze ten samochód sympatycznie mi się kojarzył (co akurat dla większości z was nie musi mieć jednak znaczenia). Po drugie w końcu lipca, dokładnie 22. lub – jak podają niektórzy – 24., była kolejna rocznica wypuszczenia pierwszego Żuka – dostawczak ujrzał światło dzienne w roku pańskim 1959. Po trzecie do opublikowania tej informacji nakłonił mnie sam właściciel, który znalazł mnie w sieci i po prostu do mnie napisał. To co, prywata? Niekoniecznie. Raczej fantastyczna podpowiedź dla potencjalnego kolekcjonera, bo samochód – choć drogi (30 tysięcy zł) – w stanie praktycznie niespotykanym.
W ogłoszeniu z Allegro.pl można wyczytać:
Prawdziwa perła polskiej motoryzacji, legenda PRL.
Auto jest w 100% w oryginalnym stanie.
Nie jest po lub do renowacji.
Auto stało w suchym ciemnym garażu nie używane przez niemal 20 lat!
Co do stanu blacharki oraz lakieru to jest to w 100% oryginał, lecz posiada drobne oznaki korozji na tylnej klapie oraz na progach.
Wnętrze auta jest jak nowe, (folia na siedzeniach) zero przetarć itp
Czy ktoś spotkał Żuka z przebiegiem 5700 km? Głupie pytanie. Takich samochodów się w zasadzie nie spotyka. Właściciel ma komplet dokumentów, które potwierdzają stan i historię, a jedyny minusik całego rozwiązania – model pochodzi z produkcji z roku 1994. Peerelowski więc nie jest, choć oczywiście niczym się różni od wozów "made in Gomułka/Gierek/Jaruzelski".
Co z tym można zrobić? Trzymać pod kocem i czekać aż inwestycja się zwróci! Albo – mając tak dobrą bazę – postawić na SWAP. Zdziwieni? No to sobie obejrzyjcie ten film...