Do słynnego 24-godzinnego wyścigu Le Mans został nieco ponad tydzień, a tymczasem mamy złe wiadomości. W kwietniu, przed startem tegorocznego sezonu World Endurance Championship oraz European Le Mans Series ekscytowaliśmy się tym, że Kuba Giermaziak pojedzie cały sezon ELMS oraz - tak jest! - legendarny wyścig Le Mans (tu przeczytasz nasz wywiad z Kubą - klik). Wtedy wydawało się, że jest dobrze - teraz wygląda na to, że jednak nie jest różowo, a występ Polaka w Le Mans stanął pod dużym znakiem zapytania.
Przypomnijmy - po wiosennych testach Kuba wywalczył miejsce w zespole Greaves Motorsport, bardzo mocnym brytyjskim teamie który wygrał European Le Mans Series w 2015, a na koncie ma też zwycięstwo w Le Mans (2011 rok, w kategorii prototypów LMP2). Udział w Le Mans za kierownicą prototypu miał być dla Kuby dużym krokiem do przodu, przejściem z samochodów GT do dużo szybszych aut budowanych specjalnie z myślą o wyścigach endurance. Wszystko szło dobrze - do ostatniego piątku, 3 czerwca.
Wtedy, dwa dni przed oficjalnymi testami poprzedzającymi wyścig Le Mans, pojawiła się zaskakująca informacja że Kuba nie weźmie udziału w testach - jego miejsce niespodziewanie zajął Brytyjczyk Jon Lancaster. Team Greaves Motorsport nie chciał tego komentować, wyglądało to na jednorazową zmianę. Niestety, wczoraj zespół poinformował że w tegorocznym Le Mans, zamiast Giermaziaka, pojedzie Francuz Nathanael Berthon. Sprawa wydaje się przesądzona, dzisiaj Greaves Motorsport oficjalnie potwierdził tę zmianę.
Wygląda na to, że tegoroczne Le Mans będzie jednak bez Polaka...