6 czerwca 1973 – wtedy ruszyła produkcja Malucha!

Zmotoryzował Polskę, a dziś to klasyk pełną gębą. Mowa oczywiście o PF126p!
6 czerwca 1973 – wtedy ruszyła produkcja Malucha!
zdjęcie: Fiat
07.06.2016
Rafał Jemielita

Dokładnie 6 czerwca 1973 roku w zakładach w Bielsku-Białej ruszyła produkcja "Malucha" . We wrześniu 1975 roku rozpoczęto montaż w Tychach – wyczytacie w byle encyklopedii. Zwracam uwagę, że "produkcja" ruszyła dokładnie przed 43 laty, a ja – wtedy 4-latek – pamiętam to z detalami. Dlaczego? Polski Fiat 126p wydawał się nam wtedy bardzo nowoczesny i – jeśli już ktoś go w ten czy w inny sposób zdobył – pożądany. Mieć "fiacika" w garażu to znaczyło "posiadać" lub wręcz "przynależeć do lepszych". Dlaczego? Bo na wakacje, choć nie było paliwa, można było ruszyć do Bułgarii, Jugosławii a nawet... Grecji. Trzeba było wprawdzie wieźć aprowizację, namioty na dachu i wszystko to , czego biedni Polacy mogli potrzebować podczas zagranicznych podróży, ALE SIĘ JECHAŁO! Z dzisiejszej perspektywy brzmi to śmiesznie, ale takie właśnie były czasy. Ja sam z PF126p mam wiele ciepłych wspomnień, bo na tym samochodzie robiłem prawo jazdy i – całkiem nie tak dawno –zjeździłem nim kawał Europy.
Przyznam się również do pewnego wyskoku, który ściśle wiąże się z tym modelem. Pojechałem kiedyś do Norwegii na saksy. Pożyczyłem auto od kumpla, ale nie miałem samochodowego prawka. Trochę umiałem jeździć, a większość trasy – zakładałem – pokona moja ówczesna dziewczyna. Fajnie? W drodze okazało się, że taka trasa nie jest na jednego kierowcę i sam musiałem usiąść za fajerą. Nikt jednak nie sprawdzał papierów, więc jeździłem w ten sposób aż dwa lata. Dopiero później własny kochany ojciec zmusił mnie, żebym dopełnił formalności. Poszło całkiem inaczej niż założyłem. Przyjechałem własnym samochodem na egzamin, żeby po 5 minutach oblać na parkowaniu. "Koperta", mimo że Maluch był krótki, wymagała pewnej zręczności. Zdałem, ale dopiero za drugim razem. Malucha jednak nie zapomnę, bo kilka miesięcy później kupiłem takie zielone cudo. Ach co to była za maszyna. Mój Fiat jeździł całe 120 km/h i nie był ostatni na światłach! Na Mazurach nie bał się żadnej drogi, także błota i piachu. Był niezniszczalny i nigdy mnie nie zawiódł. A że ukradli mi z niego przednią szybę i akumulator to całkiem inna sprawa. Takie były czasy, że jak ktoś chciał sobie złożyć maszynę a nie mógł kupić części, zlecał ich kradzież. Padło na mnie, niestety! Zabawne, oj, zabawne. 

Ile razy widzę dziś PF126p na drodze, zawsze się oglądam. Była taka piosenka "Kapelusz przed pocztą zdejm!". Zdejmujecie? Ja zdejmuję, ale nie przed urzędem pocztowym, lecz przed tymi śmiesznymi, sympatycznymi, wesołymi samochodami. Warto. Z szacunku. 

PS. Wiecie, kto miał "stodwadzieściasześć"? Chris Evans z obecnego Top Gear. Oto dowód. Szkoda, że po angielsku. 

 

 

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie