Bugatti z... jeziora

Samochód, celnicy, trochę historii plus rdza.
Bugatti z... jeziora
zdjęcie: www.classiccaradventures.com/Bonhams
05.01.2016
Rafał Jemielita

Mówi się, że Polacy miewają głupie pomysły. Miewamy, ale to cecha bynajmniej nienarodowa. Najlepszym tego przykładem jest historia pewnego Bugatti, które... utopiono w Lago di Maggiore. Zabawne, że zrobili to przedstawiciele prawa, a nie – jak można byłoby przypuszczać – statystyczni kmiecie "made in Switzerland".

zdjęcie:www.classiccaradventures.com/Bonhams

Cofnijmy się w czasie do lat 30. XX wieku, gdy niejaki Rene Dreyfus – as wyścigów Grand Prix – przegrał w pokera Bugatti Type 22 Brescia (roadster miał włoskie miasto w nazwie, bo został tam właśnie zbudowany; do napędu posłużył 4-cylindrowy silnik o pojemności 1,5 litra). Szwajcarski playboy Adalbert Bode wyruszył po samochód, ale nie miał złamanego szeląga przy duszy i na granicy – gdy okazało się, że trzeba opłacić cło, bo Bugatti jest na francuskich numerach rejestracyjnych – maszynę musiał niestety porzucić.

zdjęcie: www.classiccaradventures.com/Bonhams

Bugatti, wtedy 10-letnie, nie miało jednak wielkiej wartości i dlatego celnicy – z braku wizji, że pieniądze się kiedykolwiek pojawią – postanowili się go pozbyć. Jak? Ktoś mądry wpadł na pomysł, żeby samochód utopić w jeziorze! Zabawne? Głupie? I owszem. Dość powiedzieć, że Bugatti spoczęło na dnie na głębokości 50 metrów. Wrak namierzono dopiero w roku 1967, ale na wyciągnięcie z podwodnego "magazynu" trzeba było czekać aż do roku 2009. Wrak trafił na aukcję Bonhams i został sprzedany za cenę 350 tys. dolarów. Kwestia cła, o ile mi wiadomo, też została jakoś wyjaśniona. 

PS. Wiem, że historia ma kilka lat. Ale takie bardzo chętnie przywołujemy w Autostuff.pl – dobrze się czytają. 

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie