W reklamie zawsze świat jest piękniejszy niż w rzeczywistości. Trawa zawsze musi być bardziej zielona, ludzie wyłącznie "kak z żurnała" z zębami białymi co najmniej jak farba do malowania ścian z efektem "wow". Dotyczy to również samochodów, które mają być czyste, najnowsze, prestiżowe, najcudowniej warczące i prawie za darmo. Ludziska kupią, bo przecież "w reklamie mówili i POKAZYWALI", czyli tak jest i będzie. No, nie do końca. Na dowód dwie piękne reklamy. Najnowszą, w której zachęcają do kupowania smażonych kartofli (czipsów) Lays. Scenariusz? Grupa młodych (pięknych) ludzi jedzie żółtą Skodą 105. Jedzie i nagle... Buuum! Zabrakło paliwa, nagle i bezlitośnie.
Na stacji okazuje się, że kasy brak i że są – a jakże – głodni (piękno pięknem, ale jeść trzeba). Ostatni grosz wydają więc na czipsy. Reszta wycieczki nad jezioro odbywa się eko, czyli bez paliwa i na traktorowym holu. Dzieciaki zatrzymują w końcu Skódkę i oglądają zachód słońca, przygryzając (piękne) widoki czipsami. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że czipsy wrzucili sobie do komory silnika. Rozumiem, że poszło o widok z kamery – kadr z tyłu bywa fajniejszy niż z przodu. Reklama to... nikt nie zauważy? Moim zdaniem gorszego podejścia być nie może, bo ludzie – zwłaszcza Polacy, którzy takimi Skodami jeździli – nie są przecież kretynami i swój rozum mają. Pamiętacie słynny obrazek gogusia pakującego torbę marki Golla pod... klapę silnika w Porsche 911? Efekt taki sam – twórca reklamy naraża się na śmieszność.