Obława, na stare wilki obława
/img2.autostuff.pl/a/15/39/oblawa-na-stare-wilki-oblawa_56094043.jpeg)
Ze stoickim spokojem przyjąłem informację o tym, że Volkswagena przyłapano na szwidlu. Oszukaństwa nie pochwalam, ale takich afer w historii było całe mnóstwo. Najbardziej podobał mi się szwindel, dziś już nieco zapomniany, który kiedyś zrobiła Toyota. Japońscy inżynierowie wymyślili rajdówkę, w której – gdy się dobrze rozgrzała – zwężka w turbosprężarce przestawała działać. W efekcie samochód dostawał "lewe" powietrze i rajdówka gnała jak szalona. Gdy to wykryto, zespół Toyoty – choć technologicznie wyrafinowany do bólu – został zdyskwalifikowany. Był wstyd? Był. Taki sam wstyd wycisnął łzy z oczu prezesa japońskiego koncernu, gdy wybuchła afera z zacinającym się pedałem gazu w Priusach. Lał ślozy i kajał się przed całym światem, co oczywiście natychmiast podkopało pozycję Toyoty na giełdzie i odebrało palmę pierwszeństwa w sprzedaży. Volkswagen dostaje po tyłku tak samo jak niegdyś Japończycy. Poleciał prezes koncernu, szykują się gigantyczne kary i kolejne kłopoty. Szwajcaria już wstrzymała sprzedaż aut z Wolfsburga, mówi się również, że to nie koniec i że dyskwalifikującą wadę mają również inne jednostki używane w grupie VW. Przed paroma minutami portale internetowe podały, że fałszujące oprogramowanie dostarczył Bosch i pewnie za chwilę również tej firmie – całkiem akurat zasłużenie – się dostanie. Jaki to ma wpływ na nas kierowców? Sądząc po reklamie "da, da, da" wciąż emitowanej w telewizji – żaden. Afera wybuchła, poleciały głowy (i jeszcze polecą), no i trzeba będzie ten burdel posprzątać – to oczywiste. Co będzie dalej? Jestem zupełnie o to spokojny. VW przeżyje burzę, poprawi wyniki i tyle. Dziennikarzom znudzi się w końcu pisanie o tym przekręcie (bo jak powiedziałem w historii było ich znacznie więcej), a życie wróci do normy.Ekolodzy na tej aferze zbudują jeszcze mocniejsze imperium, co nikogo nie powinno cieszyć. Nikogo, kto jeździ samochodem z silnikiem spalinowym. Wiem, że trzeba chronić środowisko, ale wymyślacze eko-norm to w zasadzie urzędnicy. Żyją z nas, próbując tłumaczyć, że bez nich świat byłby gorszy. Sorry za mocne słowo, ale to g... o prawda. Samochodów są miliony, setki milionów, ba może nawet ich liczba idzie w miliardy. Wcale to jednak nie oznacza, że reszta jest czyściutka i kompletnie w proceder zasmradzania Ziemi nie zaangażowana. Byłem kiedyś w Chinach i to, co się tam dzieje, trudno zrozumieć - przemysł idzie tam pełną parą, kompletnie nie przejmując się coraz bardziej zdegradowanym środowiskiem. My tu sobie grzecznie oszczędzamy te nieszczęsne gramy dwutlenku węgla, a tam opony walą w ogień bez krępacji, bo przecież "coś trzeba z nimi zrobić". Samoloty nad naszymi głowami, statki, kolej, przemysł – oni również dokładają swoje. Przy nich afera Volkswagena to przysłowiowy pikuś. Nie twierdzę, że pochwalam proceder uprawiany przez Niemców, ale teraz – przynajmniej przez jakiś czas - będą bielsi od bieli, a ich samochody, gdy tylko ktoś opracuje odpowiedni program (lub coś podobnego), z rur wydechowych wypuszczą powietrze z Alp (oczywiście w przenośni). Wilki stare i do cna zepsute zostały wyłapane, zostały tylko młode i uczciwe (powiedzmy). Życie toczy się dalej. I mogłoby być całkiem przyjemne, gdyby się człowiek ekologią i funkcjonariuszami czystości tak bardzo nie musiał przejmować. Eko-terroryzm? Dochodzę do wniosku, że jednak istnieje.