Pierwszego "malucha" pożyczyłem od mojego przyjaciela Stasia, żeby pojechać na saksy do Norwegii. Po drodze zepsuł się rozrusznik, zgubiłem korek oleju i – od niepotrzebnego grzebania w zapłonie – na zimnie samochód odpalał z pewnym, hmm, zastanowieniem. Fajny był, bo to na nim uczyłem się jeździć. Dwa lata później, gdzieś na początku lat 90. XX wieku, kupiłem własną maszynę. Maluch był "po lifcie" i "przejściowy", czyli miał starą deskę rozdzielczą, ale nieco inne przetłoczenia z tyłu. Był zielony, niezawodny i wjeżdżał dosłownie wszędzie. Pokonałem nim całe północne Mazury, gdzie jeździło się po drogach szutrowych bądź po prostu w terenie. Mój zielony PF126p towarzyszył mi codziennie, ukradli mi z niego akumulator i... przednią szybę. Pamiętam go do dziś, choć sprzedałem ponad 20 lat temu. W sierpniu z przyjemnością ruszę do Krakowa, gdzie fani "maluchów" organizują ich wielki zlot. Co to znaczy? Małych Fiatów w grodzie Kraka będzie kilkaset! Już dziś sobie to wydarzenie zaplanujcie! Przypominam - 14-16 sierpnia 2015 roku. Warto poszukać hotelu czy kwatery właśnie teraz, bo później będzie naprawdę trudno. W końcu to wakacje, a "fiatisti126p" – całe mnóstwo.