Shelby GT350 is Back!
/img2.autostuff.pl/a/14/47/shelby-gt350-is-back_546c987b.jpeg)
Wielu "purystów" narzeka, że przy okazji najnowszego, szóstego już wcielenia Mustanga Ford zamontował w nim (w wersji bazowej) czterocylindrowy silnik 2,3l. "Ale jak to? Cztery cylindry w 'Stangu? To oburzające!", zdaje się słyszeć. Wszystko fajnie, tylko te jęki to stek bzdur. Czterocylindrowe 2,3l pojawiły się po raz pierwszy już w drugiej generacji. Różnica polega jednak na tym, że tamte silniki miały mniej mocy niż blender w mojej kuchni, a nowy EcoBoost ma ponad 300 koni. Nie podoba się? No to czas kazać się zamknąć hejterom - macie wściekłe Shelby GT350. Jeszcze jakieś pytania?
Dla tych, którym ta nazwa nic nie mówi, dwa słowa wyjaśnienia. We mnie Mustangi zawsze rozbudzały skrajne emocje - w zależności od wersji uwielbiałem je albo ich nie cierpiałem. Z klasyków, wcale nie byłem wielkim fanem słynnego, mocarnego GT500 (to ten, który po przeróbkach grał w "60 sekundach"). Kręciły mnie BOSS 302 (1969) i właśnie GT350 od Caroll'a Shelby'ego (1965) - odchudzone wersje które wcale nie miały być typowymi, amerykańskimi muscle car'ami, a raczej drogowymi bazami do budowy poważnych, torowych aut wyścigowych. Zamiast brać każdy zakręt powolnymi, choć efektownymi bokami, "trzysetki" szły przez wiraże jak przyklejone. No, chyba że ktoś umyślnie sprowokował je do poślizgu, za to wtedy miał nad nim pełną kontrolę, co nie było wcale typowe dla maszyn z tamtych lat. Po prostu były one lepszymi samochodami od wszystkich innych wersji razem wziętych. No i teraz jeden z nich wraca do życia w nowym ciele.
GT350 anno domini 2015 w liczbach przedstawia się następująco: najmocniejszy wolnossący silnik jaki kiedykolwiek gościł pod maską Mustanga o pojemności 5,2 litra, ponad 500 koni, 540 Nm, 6 - cio biegowa ręczna (!) skrzynia i silnik kręcący się do 8200 obrotów! Jakby tego było mało, auto będzie wyposażone w szperę, i zawieszenie usztywniające się po naciśnięciu guzika (takie rozwiązanie nosi trudną do wymówienia i niemożliwą do zapamiętania nazwę magnetoreologicznego).
Mam ogromną nadzieję, że ta wersja też trafi do polskich salonów (wiadomo, że ten hejtowany 2,3 litra będzie w oficjalnej sieci sprzedaży w Europie) i będziemy mogli nim pojeździć, albo przynajmniej popatrzeć jak przemyka po ulicach polskich miast, bo bez wątpienia będzie to bardzo fajne auto.