Akcja Znicz

Nic nie mam do organów ścigania, ale...
Akcja Znicz
zdjęcie: Newspress
01.11.2014
Rafał Jemielita

Pojechałem robić wywiad z Piotrem Żyłą do Ustronia. Droga – pomijając zaszpuntowaną zawsze Częstochowę oraz Pszczynę, w której postałem ze 30 minut za tłumem usmarowanych szarym pyłem TIR–ów – prawie europejska. Dwa pasy w każdą stronę, radary przydrożne prawie nieobecne, bar na barze barem pogania, billboardy oraz prostytutki – Europa to na pewno, ale jednak ta środkowa. Może i dobrze?

 

Na wschodzie jest gorzej. W sumie nie ma też co narzekać, bo Audi A7 jechało się szybko (w granicach norm zwyczajowych i wymuszonych prawem), przyjemnie i komfortowo. W jedną stronę udało mi się dojechać w 4,5 godziny, co – bez przeginania pały z gazem – można uznać za całkiem niezły wynik. Piękna pogoda, wywiad na czas i bez problemów, a później do domu, do Warszawy. Jechało się znowu fajnie, bo skoczek Żyła kazał jechać na Żory, więc udało się tym sprytnym sposobem wyeliminować Pszczynę z listy miast „wprawdzie po trasie, ale zawsze zakorkowanych”. Już witałem się z gąską, już... Dojechałem do Janek (tych pod Warszawą) i się zaczęło. Korek po horyzont!

Ja tymczasem w biegu, bo po drugiej stronie stolicy czekała ekipa z kamerą, żeby kręcić nocny odcinek nowego programu „Gwiazdy czterech kółek” (przy okazji zapraszam do TVN Turbo – premiera już jutro), a tu na drodze klops – totalnie wszystko stoi. Próby zmiany pasów niewiele przyniosły, bo auta stały demokratycznie, czyli pospołu. Trasa do Warszawy biegnie przez Raszyn. Do Janek to pewnie ze 2-3 kilometry pól oraz dwa skrzyżowania i dwa (może trzy) salony dilerów Mini czy innego BMW. W sumie pustka, ale że ruch duży to i światła być muszą. Odcierpiałem 20 minut i w końcu dotarłem do Raszyna. Miasto jak miasto. Raczej brzydkie niż ładne. Zawsze jakoś tu szaro i zawsze człowiek wściekły, bo od zarania mojej pamięci w Raszynie stoi się przynajmniej kwadrans. Tym razem było gorzej. Właściwie całkiem źle, bo korek kompletnie się nie przesuwał. Audi wygodne i owszem, ale czas to pieniądz (i spokój moich operatorów). No to się denerwowałem.

 

Najpierw była zabawa radiem, potem zmieniałem ustawienia zawieszenia, w końcu zadzwoniłem do kumpla, który lubi gadać jeszcze bardziej ode mnie. Minęła 30 minuta podróży w korku. Zacząłem szukać alternatywy, czyli po skwerku, boczkiem, przez parking... No, ale w Raszynie łatwo w tym względzie nie jest. Nie da się ot tak „przysprytkować”, czyli – mówiąc po ludzku - boczne zjazdy prowadzą w zasadzie donikąd. Czterdziesta minuta – jedzie karetka. Tłum aut cudem się rozstępuje. Czterdziesta piąta – widzę wiadukt południowej obwodnicy Warszawy. Ktoś niezbyt rozgarnięty chyba nie przeliczył przepustowości skrzyżowania i do zjazdu w stronę Poznania (i wschodniej części stolicy) trzeba swoje odstać. Pięćdziesiąta minuta – śmiałym lobem między pasami wyszedłem na pole position i... No właśnie, w końcu przejechałem zator. Kawałek dalej utajniony radiowóz z radarem. Po co? Dotarło do mnie z siłą wodospadu, że załoga pojawiła się tu nieprzypadkowo.

 

Gdy się człowiek uwolni z korka, musi nadrobić straty i pędzi na łeb, na szyję, a tam organy ścigania stoją już z wyciągniętą ręką po łatwe do zgarnięcia myto. Rozumiem, że prawo jest prawem i trzeba go przestrzegać. Rozumiem, że policja jest od tego, żeby łamiących prawo wyłapywać i karać. Rozumiem, ale szlag mnie trafił. Dlaczego? Bo to bezczelne wobec kierowców. Od policji oczekuję szybkiego reagowania (sprawiedliwości w to nie mieszam, bo od tego jest prokuratura), ale też pewnej empatii. Zamiast na siłę karać może warto wejść w skórę tych, co tkwią w korku? Nie chcę, żeby mi władza podarowała mandat (nie dostałem go tym razem nawiasem mówiąc, bo prędkości nie przekroczyłem), ale pomogła w rozładowaniu korka. Mają takie możliwości i o tym wiedzą wszyscy. Wystarczyło postawić kilku funkcjonariuszy przy sterownikach, żeby płynnie regulowali ruchem. Na tych przejściach nie było prawie żadnych pieszych, a czerwone się świeciło i to czasem po parę minut... Władza pomocna to szczęśliwsi i bardziej wyluzowani kierowcy! Proste? To dodam na koniec od siebie, że teraz trwa akcja "Znicz". Brzmi jak z "Borewicza". Mam nadzieję, że nie chodzi o zapalanie zniczy zgaszonych podmuchem wiatru, ale o prawdziwą akcję prewencyjną, która ma sprawić, że z cmentarzy przyjedziemy bezpieczniej oraz na drodze wyłapią większą niż zwykle liczbę nietrzeźwych. Mam nadzieję, że będziecie też panowie w mundurach stali na skrzyżowaniach i nam wszystkim pomagali. W końcu płacimy podatki i coś nam się od was należy...

Polecane wideo

Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie