Wiele z modeli dostępnych na rynku europejskim samochodów miało tzw. wersje amerykańskie. I nie mówimy tu o samochodach dostępnych w Europie, które wyjeżdżają z fabryk w USA, jak Mercedes ML czy BMW X5. Te bowiem buduje się tam żeby mieć bliżej do największego rynku i nie ponosić ogromnych kosztów transportu tych aut przez Atlantyk. Nam chodzi o europejskie wozy, które produceni dostosowywali do amerykańskich norm żeby zaistnieć na tamtym rynku.
Normy te sprowadzały się do kilku, niezbyt wyrafinowanych zmian. Przede wszystkim zderzaki. Te europejskie służyły celom bardziej kosmetycznym podczas gdy w USA od początku lat 70. miały znajdować się na określonej wysokości i wytrzymywać bez deformacji uderzenie z prędkością 5 mil/h (8 km/h). Ich konstrukcja opierała się na elementach stalowych z gumowymi odbojami lub na amortyzatorach wypełnionych olejem i azotem, na których zderzak cofał się przy takiej kolizji i po chwili powracał do wyjściowego położenia.
Poza zderzakami samochody wyposażano równiez z tzw. obrysówki czyli pomarańczowe (z przodu samochodu) i czerwone (z tyłu) lampki umieszczone na linii piasty koła pomiędzy błotnikiem a zderzakiem. Ich zadaniem było zaznaczenie sylwetki samochodu z boku. Zachodzące na boki światła nie były jeszcze wówczas w Ameryce popularne i faktycznie niespecjalnie dobrze widać było taki wóz kiedy podjeżdżało się do niego z boku. Oczywiście wraz z obrysówkami zmieniano także lampy przednie na symetrycznie świecące.
Ze względu na inne, bardziej restrykcyjne przepisy odnośnie zanieczyszczenia powietrza w stanie Kalifornia, europejskie samochody z zasady dostosowywano do tamtejszych norm. Pod maski samochodów trafiały zatem zawory (lub całe ich systemy) EGR a do wydechu katalizatory. Nie dotyczyło to sprzedawanych wówczas diesli - jeszcze nie nadeszła era filtrów cząstek stałych. Zmiany zwieńczały zwykle przeskalowane zegary, klimatyzacja i tzw. bezpieczna kierownica. To jeszcze zanim wprowadzono poduszki powietrzne.
Takie dostosowanie do wymogów federalnych świetnie ilustruje nasz dzisiejszy Gadżet z Metryką. To świetnie zachowany Peugeot 505 z 1983 roku. Można się oczywiście spierać w kwestiach estetycznych i wybrzydzać na pogrubione zderzaki, ale w kwestii np. przednich lamp to identycznie wyglądające sprzedaje znana firma Morette. Ich przeróbki polegają właśnie na wymianie lamp z dużym kloszem na takie z okrągłymi reflektorami, wciąż uznawane za bardziej skuteczne i o sportowym charakterze. Taki zestaw do 505 kosztuje 366 Euro.
Pięćset piątka ma kompletne wyposażenie z klimatyzacją włącznie a do tego sprawdzonego turbodiesla połączonego z automatyczną (a jakąż by inną) skrzynią biegów. Ma też szyberdach - oczywiście elektryczny i tak samo sterowaną antenę radiową. Słuchajcie, ten wóz tylko sam nie kręci kierownicą. Co akurat cieszy, bo 505 znane są ze świetnego komfortu i prowadzenia. Peugeot jest oferowany w cenie 6 tysięcy złotych. Naszym zdaniem to prawdziwa okazja.