Banan po niemiecku: Mercedes CLS350 BlueTec

Zwykle konserwatywny Mercedes rzadko robi coś, co powoduje, że wszyscy przecierają oczy ze zdumienia. Tak jednak było, gdy zaprezentowano światu coupe-limuzynę pod nazwą CLS. Obecnie na rynku dostępna jest już druga generacja, którą w ubiegłym roku poddano liftingowi.
Banan po niemiecku: Mercedes CLS350 BlueTec
Nowa generacja CLS chyba ucieknie od przydomku "Banan". Zdj. Piotr Skowron
08.08.2015

Gdy stanąłem przed granatowym Mercem, zacząłem się zastanawiać, po co komu taki samochód. Ani to limuzyna, ani coupe. W myśl zasady, że jak coś jest do wszystkiego, to zapewne jest do niczego, z dużą rezerwą podchodzę do aut, które mają łączyć zalety dwóch, a czasami i trzech różnych segmentów. Podobnie sobie myślałem i w tym przypadku już jakiś czas temu, gdy Mercedes prezentował pierwszą generację CLS. Okazało się, że nie jestem reprezentatywnym klientem marki, bo pierwsze czterodrzwiowe coupe spod znaku gwiazdy okazało się niemałym hitem i dało mocnego kopniaka konkurencji. Niemcy tłumnie ruszyli do desek kreślarskich i po kilku latach, gdy już Mercedes wygodnie wymościł się w fotelu lidera świeżo stworzonego segmentu pojawiło się Audi A7 czy BMW 6 Gran Coupe. Nawet Volkswagen zapragnął uszczknąć coś z tego tortu i wypuścił Passata CC. Tymczasem ja stałem przed następcą hitu z 2004 roku. Cóż, pomyślałem pakując się na wygodny skórzany fotel, trzeba dać mu szansę.

 

Dwie rury wydechowe, akurat w tym modelu potwierdzają, że pod maską pracuje widlasty silnik. Zdj. Piotr Skowron

Gdy w 2003 roku na targach w Frankfurcie Mercedes prezentował swoje studium Vision CLS, sporo osób, łącznie z piszącym te słowa, pukało się w głowę. Wszystkim nam pospadały szczęki do piwnicy, gdy raptem rok później okazało się, że niewiele różniący się od auta koncepcyjnego model wejdzie do produkcji . Któż by się spodziewał, po największej konserwie wśród marek premium takiego ruchu? Tymczasem trzeba przyznać, że styliści ze Stuttgartu odwalili kawał dobrej roboty. Wszyscy wiedzą, że majstrowanie przy pudełkowatych kształtach limuzyny jest sprawą niełatwą. Ileż to aut zostało skrzywdzonych przez wersje kombi, które przypominają nieudolne zabawy dzieci z plasteliną. Tymczasem tutaj połączenie zgrabnych linii sportwego coupe z nobliwą limuzyną wyszło bardzo dobrze. Linia maski, dachu i pokrywy bagażnika jest praktycznie jedną krzywą. Gdyby, nie pasujące do całości przednie reflektory, wygląd pierwszego CLSa byłby naprawdę ponadczasowy.

 

Przód nowej generacji CLS jest o wiele bardziej spójny z jego sylwetką. Zdj. Piotr Skowron

Zaprojektowanie następcy dla C219 wcale nie było zadaniem łatwym. Po pierwsze na rynku były już auta konkurencji, a nieumiejętne majstrowanie przy największym atucie CLSa czyli nadwoziu, mogło bardziej zaszkodzić niż pomóc. Nowego fastbacka posadzono zatem na płycie podłogowej nowej klasy E czyli W212. Dzięki temu w porównaniu do poprzednika zwiększono rozstaw osi. Boczną linię poprawiono nieco, wyraźniej zaznaczając pokrywy silnika i bagażnika. To pozwoliło odejść od przydomku „banan” jaki otrzymała pierwsza generacja. Ponadto ujednolicono resztę wizerunku (grill, reflektory) z resztą modeli Mercedesa. Bez bicia przyznam, że druga generacja o wiele bardziej przypadła mi do gustu niż nieco wielorybi wygląd poprzednika. W ubiegłym roku, trzy lata po premierze C218 przeszło lekkie odświeżenie. Auto otrzymało nową atrapę chłodnicy, oraz nowe reflektory LED. Przewietrzono również nieco paletę silników, wszystkie dostępne spełniają teraz normę emisji spalin Euro6.

 

Trzy litry, sześć cylindrów, ponad 250 koni mocy, olbrzymi moment oraz spalanie godne auta kompaktowego. Zdj. Piotr Skowron

Pod maską „naszego” naszego egzemplarza pracował sześciocylindrowy widlasty diesel o mocy 252 KM i olbrzymim momencie ponad 600Nm. Ta druga liczba robi wrażenie, zwłaszcza, że moment jest dostępny od bardzo niskich prędkości obrotowych. Jednostka ta przywróciła mi wiarę w silniki wysokoprężne przy okazji spotkania z Mercedesem Klasy E. Nie będę się tutaj rozpisywał na temat silnika, jak i świetnego zawieszenia Airmatic, bo CLS prowadzi się bardzo podobnie jak jego bardziej stonowany brat bliźniak. Jedyne co nieco przeszkadzało, to 7 biegowa automatyczna skrzynia biegów. Zdarzało się jej szarpnąć zbyt długo zastanowić, co psuło frajdę z jazdy. Jednak gwoli ścisłości należy dodać, że testowany przez nas samochód, pochodził z okresu zaraz po wprowadzeniu odświeżonego modelu. Obecnie CLSy są dostępne również z 9 biegową przekładnią.

 

Z tyłu, tylko dwa miejsca - ma być wygodnie. Niestety ze względu na dach nie jest... Zdj. Piotr Skowron

Wnętrze, jak na Mercedesa przystało, jest bardzo wygodnie. Skóra miła w dotyku, drewniane wstawki i tworzywa świetnej jakości, a paleta kolorów i wzorów może przyprawić o zawrót głowy. Ale: kabina CLSa w związku z jego świetnym wyglądem ucierpiała najbardziej. Mimo miejsca na tylnej kanapie jedynie dla dwóch osób, podróżowanie na niej może być uciążliwe zwłaszcza dla osób 170cm plus. Schodząca nisko linia dachu powoduje, że wyżsi pasażerowie chcąc, nie chcąc muszą się przygarbić. Podobnie jest z przodu. Mocno pochylony słupek A nieco utrudnia wsiadanie. W połączeniu z mocno wystającym z deski wyświetlaczem, przesuniętym do tyłu lusterkiem bocznym powoduje, że patrząc w prawą stronę z miejsc kierowcy mamy szczelinę niczym w czołgu. To predestynuje CLS do podróżowania głównie w trasach, nie trzeba często wsiadać i wysiadać, oraz nerwowo rozglądać się na skrzyżowaniu, żeby nie zdjąć przechodnia z pasów przy skręcaniu. Poza tym, wnętrze w najlepszym mercedesowskim wydaniu: przestronnie, przytulnie, wszystko pod ręką. Malutka łyżka dziegciu to nieco przetarta tapicerka na fotelu kierowcy w raptem pół rocznym aucie, odjeżdżająca przy ruszenia roleta szyberdachu i otwierający się na wybojach schowek pasażera...

 

Klasyka spod trójramiennej gwiazdy, choć wolę wyświetlacz zabudowany w desce, tak jak np. w klasie E. Zdj. Piotr Skowron

Trudno mi było ocenić jednoznacznie CLSa. Wszystkie zalety limuzyny, z przestronnym wnętrzem, przepastnym bagażnikiem łączy z pięknem coupe. Niestety to ostatnie ciągnie za sobą bagaż wad w postaci nisko poprowadzonego dachu i kiepskiej widoczności. Trzeba jednak przyznać, że pozostali konkurenci stoją przed tym samym problemem. Gdybym miał okazję stanąć przed wyborem E klasa czy CLS, musiałbym stoczyć niemałą hybrydową wojnę w swojej głowie. Przeważające siły broniące zalet limuzyny musiałby mocno uganiać się za zielonymi ludzikami krzyczącymi wokół: „No popatrz na niego, Niemcom też wychodzą piękne nadwozia!” Faktycznie, przy całej mojej niechęci do takich kombinacji nadwoziowych CLS II-ej generacji bije na głowę poliftingową klasę E, o Audi A7 czy BMW 6GT nawet nie wspominając. Niestety. Armia obrońców rozsądku, ma jeszcze jedną godną broń. Za naprawdę ładniej opakowaną E klasę trzeba jednak sporo dopłacić….

 

Za:

Stylistyka nadwozia

Doskonały silnik

Wygoda

 

Przeciw:

Widoczność z miejsca kierowcy

Cena

 

Mercedes-Benz CLS350 BlueTec
SILNIK   2987 ccm, V6, wysokoprężny, turbo
MOC  258 KM przy 3400 obr./min.
MOMENT  620 Nm przy 1600-2400 obr./min
SKRZYNIA  Automatyczna, 7 przełożeń (7G-Tronic Plus)
ŚR. SPALANIE DEKLAROWANE  5,5 l./100km
ŚR. SPALANIE OSIĄGNIĘTE  6,8 l./100km
WYMIARY (dł./szer./wys.)  4940/1881/1416 mm
MASA  1845 kg
POJEMNOŚĆ BAGAŻNIKA  475 l.
0-100 km/h  6,5 s.
PRĘDKOŚĆ MAX  250 kmh (ograniczona elektronicznie)
CENA MINIMALNA  262706 zł (CLS220 BlueTec)
CENA TESTOWANEGO MODELU  ok. 495000 zł

Polecane wideo

Banan po niemiecku: Mercedes CLS350 BlueTec
Banan po niemiecku: Mercedes CLS350 BlueTec - zdjęcie 1
Komentarze
Ocena: 5 / 5
Polecane dla Ciebie