To jest naprawdę trudne do wyobrażenia. Rzecz dzieje się gdzieś w Rosji. Cała historia zaczyna się bardzo sympatycznie – motocykliści jadą sobie przez las, jest miło, świeci słoneczko, dookoła piękne okoliczności przyrody... Nagle na drodze pojawia się agresywny SUV. Kierowca trąbi, podjeżdża do jednego z motocyklistów, rzuca kilka przekleństw przez okno po czym wyskakuje zza kierownicy i startuje z pięściami! Szczęśliwie motocyklista ma na kasku włączoną kamerę która dokumentuje całe zdarzenie – widzimy więc kto tu jest agresorem. Kierowca SUV-a wyprowadza uderzenia które zrzucają motocylistę z jednośladu, ale ten nie zamierza poddać się przemocy drogowego bandyty i też odpowiada ciosami. Jeden knockdown, drugi, trzeci... Napastnik lata po drodze i poboczu, ostatecznie ląduje twarzą w pokrzywach, przygnieciony przez motocyklistę próbującego odeprzeć wściekłe i bezładne ataki. Wtedy okazuje się że agresor... jest pijany w sztok, podobnie jak jego partnerka która stara się odciągnąć „starego” i zażegnać konflikt .
Ręce opadają. To chyba najsmutniejszy przykład "road rage" z jakim zetknęliśmy się ostatnio. Nie należy pochwalać przemocy w żadnej formie, ale gdy pijany kierowca samochodu rzuca się na ciebie z pięściami to jaki masz wybór? Dać się pobić – czy obronić się?