Zoe to w pełni elektryczny samochód pozwalający na jednym ładowaniu przejechać 100-150 km. Rozpędza się do 135 km/h, a setkę osiąga w 13,5 s.
Auto jest bardzo udane, w pełni funkcjonalne (jeżeli tylko pamiętamy o zasięgu), świetnie nadaje się do jazdy po mieście. Tankowanie z gniazdka gwarantuje, że do pracy będziemy dojeżdżać taniej niż autobusem. Renault tym modelem chce konkurować m.in. z bardzo udanymi hybrydami Toyoty.
Podstawowa wersja Life kosztuje 89 000 zł i wydaje się, że jest całkiem dobrze wyposażona: klimatyzacja automatyczna, elektryczne szyby, nawigacja, komplet poduszek powietrznych. Jednak zagłębienie się w szczegóły cennika ujawnia, że Francuzi w paru miejscach oszczędzili: w standardzie są stalowe felgi, osłona przeciwsłoneczna nie ma lusterka do makijażu, a tylne szyby są na korbkę. Lepiej wyposażone są droższe wersje; Zen i Intense, obie kosztujące tyle samo (97 400 zł).
Jednak cena auta to nie wszystko - żeby jeździć Zoe trzeba wynająć (dokładnie tak! wynająć!) od Renault akumulator. Nie można go kupić! Przy 36-miesięcznym okresie wynajmu i deklarowanym przebiegu 12500 km, miesięczny koszt wypożyczenia baterii wynosi 379 zł. Jeżeli będziemy jeździć więcej, albo chcemy skrócić czas najmu, to cena wzrasta w najdroższej opcji do ponad 600 zł/m-c. Nam nie bardzo podoba się taka forma oszczędzania...