Policjanci na dwóch kołach muszą do perfekcji opanować swoje maszyny. Idzie o to, żeby – gdy zajdzie potrzeba – jak najszybciej dotarli na miejsce wypadku czy łamania prawa. Sami często ich spotykacie (z nadzieją, że nie w tej chwili, gdy włączają koguty) i pewnie nie sądzicie, że muszą ćwiczyć. W PRL były modne zawody milicji, podczas których kunszt stróżów prawa udowadniano na różne sposoby. Popisowy numer to była jazda motocyklem z wózkiem bocznym (potocznie kosz), w którym siedział milicjant i na czas zmieniał koło. Jak to możliwe? Trzeba było odpowiednio balansować ciałem i operować gazem. W Japonii też ćwiczą, ale mnie osobiście kojarzy się to z... baletem. Popatrzcie zresztą sami!